Zespoły poznawało się w różny sposób – nieraz człowiek dowiedział się o czymś od kumpla, nieraz coś usłyszał w radiu, nieraz zobaczyło się jakąś nazwę w magazynie muzycznym lub zinie. Czasami zaintrygowała czyjaś koszulka lub logówka zespołu, a „inną razą” po prostu spodobała się okładka. Brazylijski ABHORRENCE poznałem dlatego, bo ich płyta „Evoking the Abomination” była… tania…
Wszedłem do EMPIKU przy Marszałkowskiej – patrzę, a tam sobie w koszu z wyprzedażami cedeki leżą. Większość po haniebnie atrakcyjnych cenach, które wręcz upodlały twórców i ośmieszały ich dorobek artystyczny.
W złym towarzystwie
Jakieś The Kelly Family, kolędy po węgiersku, ścieżka dźwiękowa do Wodnika Szuwarka, Muzyka relaksacyjna – odgłos śpiącego słowika, przeboje Elvisa Presleya zagrane na klawesynie od tyłu, największe przeboje italo disco zagrane na trąbce przez osoby po tracheotomii… no dobrze, te ceny były uzasadnione. Nie były to porywające tytuły.
Grzebię w tym koszu jak poławiacz pereł w studzience kanalizacyjnej i nagle widzę ABHORRENCE – „Evoking the Abomination” za kwotę o połowę mniejszą niż cena kasety z przebojami Natalii Kukulskiej, coverowanymi przez drużynę mongolskiej reprezentacji w sumo.
Na okładce potwór z dużymi zębami, pentagram, ogień! Uśmiechnąłem się, wzruszyłem ramionami i poszedłem do kasy gdzie wyjąłem monetę o najmniejszym nominale i zapłaciłem kupując dodatkowo lizaka, bo kasjerka nie miała jak wydać.
Brazylijskie morderstwo
Gdy wróciłem do domu i wepchnąłem płytę do odtwarzacza – żarty się skończyły. Wylało się na mnie z głośników niecałe pół godziny przepysznie brzmiącego, ultra ciężkiego death metalu z niespotykaną wręcz intensywnością, zagranego na południowoamerykańską modłę Krisiun czy brazylijskich oprawców z Rebaelliun. Bez wytchnienia i bez litości – z sekcją rytmiczną kruszącą kości, z gitarami eksplodującymi riffami podobnymi do erupcji wulkanu na wyspie Krakatau w 1883 roku.
Słuchałem tej płyty jak opętany z otwartymi ze zdziwienia ustami tak długo, że zainteresowało się mną okoliczne ptactwo, szukające miejsca na uwicie swojego gniazda.
Słucham po latach tego krążka i znów mam rozdziawioną paszczę – te bezwzględne i mordercze dźwięki kilkanaście lat po premierze nic nie straciły na swojej intensywności. Piękna w tej płycie jest ta szalona intensywność, ten artyleryjski ostrzał perkusyjny i te barbarzyńskie partie wokalne – natarczywe, napastliwe, bezkompromisowe. Ponadto cudowne jest brzmienie tego krążka – z jednej strony szalenie ciężkie, gęste i mroczne, z drugiej zaś idealnie wyważone, selektywne i żywe.
Doskonała płyta. Dorównuje najlepszym dokonaniom KRISIUN i REBAELLIUN. Charakteryzuje się rzadko spotykanym poziomem dzikości, intensywności i furii. Brazylijczycy tratują przeciwników na pełnej prędkości, nie zaprzątając sobie głowy przepisami ruchu drogowego, litością, humanitaryzmem, savoir-vivre'em czy innymi pierdołami.
Ja swój egzemplarz kupiłem za normalną cenę (około 28 zł) w Pagan Records, ale kilka lat po premierze, choć już w 2000 roku oglądałem reklamy i recenzje tego tytułu z zaciekawieniem. Czytałem też z nimi wywiad w Thrash'em All.
Zbaczając nieco z tematu: wyprzedaże to zajebista sprawa! 🙂 We wspomnianym Empiku również zaliczyłem kilka świetnych strzałów. Najlepsze w relacji cena-jakość to z pewnością: debiut TERRORIZER za 2,99 zł (słownie: dwa złote i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy), GRAVE "Soulless" za 5 zł, "Tolling 13 Knell" MORTUARY DRAPE za 11,99 zł i "Seminal Vampires and Maggot Men" za 22,99 zł (w 2000 roku kiedy wszyscy w naszym pięknym kraju jeszcze mieli ich w dupie).
Ostatnio mieli fajną wyprzedaż gdzie nabyłem cztery tytuły w cenie od kilku do dwudziestu kilku złotych.