Czasami wydaje się, że wszystko wiadomo. Gdy spojrzałem na okładkę płyty Bestial Warfare to pomyślałem sobie, że pewnie są z Chile i grają skrzyżowanie obskurnego thrash metalu a la wczesny Sodom z prymitywnym black metalem a la wczesny Beherit. Drugi mój typ był taki, że są z Singapuru i grają war metal inspirowany Blashemy. Pomyliłem się ze wszystkim – zespół pochodzi z Niemiec i gra death black metal – potężny, szybki, bezlitosny z przepysznym brzmieniem. W tej muzyce nie ma absolutnie niczego nowatorskiego – celuje w szybkie tempa, intensywność sekcji rytmicznej, opętane wokale stojące na granicy death i black metalowej stylistyki, proste, bezpośrednie riffy smagające słuchacza z wdziękiem boksera, który niewyszukaną technikę nadrabia masą i przyśpieszeniem. „Desecrating Goat Assault” trwa nieco ponad 20 minut i mam wrażenie, że dokładnie tyle ile trzeba by nie znudzić.
Zaczyna się ciężko, marszowo i rytmicznie, by po chwili eksplodować gitarową nawałnicą napędzaną perkusyjnymi razami. Proste, repetytywne riffy, napastliwe frazy melodyczne, w które układa się każda z eksplodujących fal gitarowego zniszczenia robią wrażenie więcej niż dobre. Ktoś może powiedzieć, że to materiał bez historii, jeden z wielu, które szybko odchodzą w zapomnienie. Być może tak właśnie się stanie – to jedna z tych płyt, które na scenę metalową praktycznie niczego nie wnoszą. Z drugiej jednak strony, gdyby takich materiałów się nie nagrywało to kto wie czy ona by wciąż istniała. „Desecrating Goat Assault” to żadne objawienie, ale z pewnością kawał intensywnego furiackiego death black metalu, który powinien zadowolić tych, którzy kochają takie dźwięki. Mnie zadowolił i z pewnością sięgnę po debiutancki pełen album, jeśli Niemcy się go kiedyś dorobią.