BYTHOS to fiński zespół black metalowy, który w tym roku wydał debiutancką płytę „The Womb of Zero”. Jednak muzycy, którzy go tworzą to nie nowicjusze – znamy ich z zespołów takich jak Horna, Behexen czy Sargeist.
„The Womb of Zero” to płyta, która zdecydowanie nie trafia w sam środek tarczy moich black metalowych preferencji. BYTHOS proponuje muzykę poukładaną, ujarzmioną, przejrzystą, na „The Womb of Zero” próżno szukać chaosu, brudu i barbarzyństwa. Ta muzyka jest czysta, elegancka, przystępna – nawet jak przyśpiesza to bardziej przypomina harmonijny cwał gorącokrwistego konia niż nieskoordynowany atak dzikiego drapieżnika.
Mogłem więc machnąć lekceważąco ręką przy pierwszym kawałku i przygodę z „The Womb of Zero” sobie odpuścić. Nie zrobiłem jednak tego i zupełnie tego nie żałuję. Przesłuchałem całość, a następnie pokusiłem się o zakup płyty.
Słucham sobie dziś od rana dość głośno (próbując zagłuszyć wiertarkę sąsiada) i utwierdzam się w przekonaniu, że debiut „The Womb of Zero” to niezwykle udany krążek – różnorodny, klimatyczny, tchnący patosem i dostojeństwem. Stosunkowo prosty aranżacyjnie, ale niebanalny, przejrzysty, ale jednak nie tak oczywisty jak pozornie mogłoby się zdawać.
Z pewnością nie jest to płyta, która znajdzie się na szczycie mojego tegorocznego podsumowania, ale nie zmienia to faktu, że słucha się jej niezwykle przyjemnie. Black metal środka nie tylko dla ortodoksów – podziemia nie zawojuje, do mainstreamu się też nie przedrze. Pozostanie jedną z tych świetnie wyprodukowanych, naprawdę dobrych płyt, które gdyby ukazały się w innym czasie miałby szansę na status kultowych. Doceniam i mam nadzieję od czasu do czasu do tej płyty powracać.