„Wszyscy, którzy oczekiwali płyty w stylu hitu „Storm of the Light’s Bane” z 1995 roku są zawiedzeni. „Reinkaos” jest melodyjnym, pełnym refrenów, heavymetalowym albumem przypominającym dokonania Metalliki lub Iron Maiden.”
….tyle o płycie „Reinkaos” można przeczytać w książce „Krew Ogień Śmierć”. Jak jest naprawdę? Naprawdę ten opis jest równie sensowny jak stawianie spójnika „lub” między Metalliką, a Iron Maiden. Prawdą jest, że na „Reinkaos” jest dużo heavy metalowych harmonii i melodyjnych gitar, ale przecież one zawsze były immanentną cechą Dissection. Gdy pierwszy raz usłyszałem ten album to wcale nie uważałem, że Jon Nödtveidt dokonał ze swoim zespołem wolty stylistycznej. Wydawało mi się raczej, że zrobił kolejny krok, choć nie byłem od razu przekonany czy to krok w rozwoju.
Płyta różni się przede wszystkim brzmieniem – suchym, twardym, sterylnym – gitarowe riffy mają fakturę wyschniętej kory drzewa, melodie choć urokliwe i przyjazne są szorstkie i zimne. Nawet głos Jona brzmi tak, jakby nie miał w ustach odrobiny śliny, a słowa wydobywały się z gardła wyschniętego jak piasek Sahary o zmierzchu. Wspaniałe są te wokalizy – pełne pasji i agresji, a jednocześnie ani przez moment nie gubiące się w chaosie ekspresji, w każdym wykrzyczanym słowie czytelne, wyraziste i dobitne.
To wszystko nadaje płycie niesamowitej selektywności i wyrazistości. Niezależnie od tego czy muzyka płynie w wolnym tempie czy dynamicznie przyśpiesza słychać każde trącenie struny i każde uderzenie perkusji. Przy pierwszej konfrontacji mnie to drażniło, ale wystarczyło dosłownie drugie przesłuchanie by brzmienie tej płyty stało się dla mnie przejawem jej oryginalności.
Moje skojarzenie nigdy nie biegły w kierunku Iron Maiden – nawet przy tych galopujących, heavy metalowych partiach wskazanie inspiracji muzyką Brytyjczyków traktuje jako ogromne uproszczenie. Tym bardziej nie ma mowy o podobieństwie do Metalliki – gdyby ich szukać na siłę to równie dobrze można by wskazać także Gun’s n Roses i Scorpions. Bo dlaczego nie? Tamci przecież też grali melodyjnie na gitarach.
W muzyce „Reinkaos” poza melodyjnymi partiami gitar jest upór i nieustępliwość, wystarczy posłuchać choćby takiego „Xeper-I-Set” – czy nie brzmi jak uporczywe kołatanie do drzwi? Jeśli w ogóle miałbym szukać jakiś subiektywnych skojarzeń to wskazałbym na późniejszą twórczość Samael – w momentach gdy Jon wznosi okrzyki, na tle rytmicznej perkusji, a gitary wiją się w konwulsyjnej melodyce, jak wąż wokół kwitnącej jabłoni, które wkrótce wyda zakazany owoc. Najwięcej jednak słyszę tu Dissection, duch tego zespołu pozostał niezmienny, a jeśli już o zmianach mówimy to tylko w kontekście dojrzewania i rozwoju.
„Reinkaos” w niektórych momentach ma wręcz mechaniczny wydźwięk, precyzyjnie chłoszczące riffy z perkusyjnym bitem nadają jej odhumanizowanej precyzji i bezwzględności. Jednocześnie z każdej minuty tego krążka bije niesamowita pasja, żarliwość i determinacja. Melodyjne heavy metalowe riffy przełamują marszowy, militarystyczny klimat, te przemykające akustyki, czy zagrane z werwą i polotem pasje solowe są jak orzeźwiająca bryza, która niosąc ze sobą zapach soli morskiej i poranny krzyk mew wpadła do wnętrza czołgu .
– „Nie będę do chuja, tworzył płyty, która brzmi jak black metal” – powiedział Jon Nödtveidt w swoim ostatnim wywiadzie. – „Black metal jest dla mnie fałszywy. Black metal jest pretensjonalny. Krzyczą o szatanie, a znaczy to dla nich gówno. Są wymalowani, plują krwią i ogniem, robią salta, ale to co mówią nic nie znaczy. To było moje motto. Dissection nie jest żadną cholerną grupą black metalową.”
To mu się nie udało – dla mnie „Reinkos” jest bardziej black metalowym albumem niż ich wcześniejsze dokonania
.
To mu się udało…
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki: „Krew Ogień Śmierć – Historia szwedzkiego metalu” Ika Johannesson, Jon Jefferson Klingberg, wyd. KAGRA