Gdyby mnie ktoś zapytał jaką muzykę najbardziej lubię to w pierwszej chwili chciałbym odpowiedzieć, że „dobrą”. Ale nie – gdybym lubił dobrą muzykę to przecież po wiele zespołów w ogóle bym nie sięgnął. Zamiast schodzić do czwartej ligi black metalu czy szóstej ligi heavy metalu poruszałbym się tylko w ekstraklasie określonych gatunków
Z gatunkami muzyki jest jak z kobietami różnych ras – piękności można znaleźć wśród azjatek, afrykanek, malezyjek, hindusek, amerykanek… tyle, że pewnie są tacy, którzy z zasady nie lubią skośnookich albo czarnych. Ot naturalne preferencje estetyczne. Ja np. nie wodzę tęsknym wzrokiem za Pigmejkami i nie lubię muzyki reggae. Lubię natomiast filigranowe brunetki z ciemnymi oczami oraz muzykę black metalową. Ot, naturalne preferencje estetyczne 🙂
I w tym black metalu potrafię drążyć głęboko i słuchać zespołów, które nie stanowią ekstraklasy tego gatunku, ani nawet nie mieszczą się pierwszych trzech ligach. Lepsza średniej urody filigranowa brunetka niż olśniewająca pigmejka z afrykańskiego buszu. Lub jak ktoś woli inne porównanie – chętniej zobaczę mecz Orła Baniochy ze Milanem Milanówek niż dziesięciu wyrośniętych chłopaków, którzy wrzucają piłkę do kosza na parkiecie NBA.
Straszny black metal
Dzięki temu przydługiemu wstępowi przygotowałem Was na rzecz straszną. Zespół nazywa się EVOL i pochodzi ze słonecznej Italii. W roku 1995 nagrali debiutancki album „The Saga of the Horned King” – płytę, która uosabia najgorsze cechy black metalu z tamtych lat. Emocjonalne deklamacje dziewczęcym głosem, banalne partie i parapety brzmiące jak zagrywki organisty podczas mszy świętej w wiejskim kościółku. I w pełni świadomy wszystkich mankamentów tej płyty wciąż mam do niej ogromną sympatię.
Na pewno w związku z okolicznościami, w których usłyszałem ją po raz pierwszy – a jako, że jestem gentlemanem i mam świadomość, że czytają mnie także osoby niepełnoletnie, nie będę ich tutaj przytaczał.
Lubię ten album za mroczny klimat, za tą ujmującą nieporadność i nastrój grozy, przywodzący na myśl prostotę i dosadność starych horrorów. Damskie wokalizy w black metalu zwykle wywołują u mnie odruch wymiotny, ale te w EVOL mają w sobie jakieś natchnienie i erotyzm. Może to kwestia tego, że dziewczę wypowiada słowa, a nie śpiewa, jęczy i zawodzi.
Teatrzyk grozy
Podoba mi się też surowość i prostota riffów – w tej muzyce jest coś teatralnego i nawet jeśli ten teatr nie ma żadnej wartości artystycznej, to jednak emanuje specyficznym klimatem. Gęsta atmosfera nigdy niewietrzonego pomieszczenia, ciemne atłasowe zasłony w oknach, zapach starych strojów wyjętych z szafy i drobinki kurzu unoszące się w powietrzu.
Na scenie aktorzy nie grają w przedstawieniu pociągającym za sobą wieloznaczności, mnogość interpretacji i ukrytej symboliki. To prosta historia o złym smoku, pięknej księżniczce i odważnym rycerzu, zakończona śmiercią bestii i ślubem młodej pary. Jednak jej naiwność i sztampowość nie odstraszyła mnie ani 20 lat temu, ani dzisiaj. Lubię od czasu do czasu zanurzyć się w klimacie tego albumu.
„The Saga of the Horned King” została u nas wydana na kasecie przez Morbid Noizz. Drugą płytę „Dreamqest” zapowiadał Mystic Production, ale ostatecznie chyba nigdy jej nie wydał. Trzeciej chyba nie słyszałem, albo jej nie pamiętam.
Takie cos znalazlem 😉 http://torrenty.org/torrent/601955
Trzeci album jest najsłabszy. Nic nie straciłeś.