W roku 1992 FURBOWL wydał swoją debiutancką płytę – „Those Shredded Dreams” – ciężkie, chropowate gitary, głęboki sound, miażdżące zwolnienia i grobowe wokalizy Johana Liiva znanego później także z Carnage i Arch Enemy, są wspólnym mianownikiem dla FURBOWL i innych klasyków death metalu. Oni mieli jednak coś jeszcze – rock and rollowy drive i feeling, którego nie powstydziłby się dziadek Lemmy.
Mieli też niczym nieskrępowaną wyobraźnię, która już na debiucie pozwalała im śmiało wykraczać poza death metalowe schematy – posłuchajcie choćby dziwnych, czystych wokaliz w „Razorblades”, które wybrzmiewają na tle bluesujących partii gitar. Posłuchajcie delikatnych plam gitarowych przenikających w tle potężnego, wyrazistego i eleganckiego w swej wymowie „Desertion”. Posłuchajcie nieco psychodelicznie zabarwionych partii gitar w „Sharkheaven” czy „Those Shredded Dreams” rozbudowanego kolosa wieńczącego ten krążek. Czego nie ma w tym utworze – rock and rollowy początek, death metalowe rozwinięcie, szaleńcze przyśpieszenia cudownie charczących szwedzkich gitar, przestrzenne klimaty z delikatnymi skrzypcami w tle (w rzeczywistości to pewnie klawisze).
Myślę, że chłopaki z ENTOMBED z uwagą słuchali debiutu swoich kolegów i dobrze o nim pamiętali nagrywając swoje „Wolverine Blues”. Zresztą sam FURBOWL na dwa lata później rzucił się w objęcie death and rolla, z którym w chwili debiutu lekko flirtował – serwując odważną, melodyjną i nietuzinkową płytę.