GURTHANG to lubelski zespół, który postanowił podzielić się ze mną swoją ostatnią płytą „I Will Not Serve”. Lublinianie parają się black metalem, dość rozbudowanym i klimatycznym, bardziej skierowanym na budowanie atmosfery przesiąkniętej doom metalowym smutkiem, niż walenie po mordzie płonącym odwróconym krzyżem
Gdy tylko wrzuciłem ten krążek do odtwarzacza to od razu sobie pomyślałem, że brzmią bardzo dobrze i profesjonalnie jak na debiutantów. Szybko jednak metal-archives uświadomił mi mój brak wiedzy – GURTHANG powstali w 2010 roku i wspomniana, ubiegłoroczna „I Will Not Serve” jest ich czwartym, pełnym albumem. To słuchać, zarówno pod względem realizatorskim jak i stylistycznym. No i oczywiście riff otwierający album mocno skojarzył mi się z „Blow Your Trumpets Gabriel” BEHEMOTH. Na szczęście tylko początek, bo po rozwinięciu kompozycja GURTHANG dryfuje w nieco inną stronę.
Mrocznie, klimatycznie i oldschoolowo
Wydaje się, że lublinianie wiedzą co chcą grać przez co ich przekaz jest spójny, a obrana stylistyka konsekwentnie realizowana. Na krążku mamy ponad godzinę muzyki, ale mimo że sączy się ona zwykle w wolnych tempach ani przez moment powieki nie opadają, a usta nie otwierają się do ziewania. Gurthang zwalnia i uspakaja, uwodzi klimatycznymi fragmentami, deklamacjami i czystymi wokalizami, ale potrafi też bezlitośnie przyśpieszyć i zdominować doom funeralową powłokę black metalowym jadem.
„I Will Not Serve” ma bardzo oldschoolowy posmak – brzmi jak płyta z połowy lat dziewięćdziesiątych (szczególnie partie klawiszowe przywodzą na myśl tamte czasy), ale nie bije z niej archaiczna naiwność, która stanowi immanentną cechą wielu black metalowych płyt, nagrywanych przed dwudziestoma laty.
Stare przysłowie mówi – diabeł tkwi w szczegółach – i właśnie w tych szczegółach ja tego diabła na „I Will Not Serve” nie słyszę. Płyta jako całość wciąga w swój klimat, gęsty, mroczny, mglisty, ale nie powoduje bojaźni i drżenia. Bo właśnie tej kierkegaardowskiej „choroby na śmierć”, która odróżnia black metalowe arcydzieła od płyt dobrych, czy też zaledwie przyzwoitych, na „I Will Not Serve” nie uświadczyłem.
Słuchając tego krążka czuję się jakbym płynął nocą przez rzekę wijącą się pośród drzew. Oczywiście może to samo w sobie napawać niepokojem, ale dopóki nie usłyszymy niezidentyfikowanego tchnienia lasu, dopóki tajemnicza postać nie zamajaczy we mgle, a wycie wilków nie wyda nam się niebezpiecznie bliskie, to ten lęk nigdy nie przerrodzi się w strach, a serce nie podejdzie do gardła. Płyniemy w tej ciemności pośród grubych pni drzew, pochylających smutno swoje konary i przeglądających się lustrze wody. Nie mamy jednak poczucia, że zmierzmy w nieznane, nie boimy się, że woda zabulgocze i wypełznie z niej coś groźnego. W aplikacji swojego telefonu śledzimy przebieg naszej trasy i dokładnie wiemy gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy i co czeka nas po jej zakończeniu.
Świetlana przyszłość mrocznych dźwięków?
Krótko mówiąc, w tej całej mrocznej atmosferze umiejętnie kreowanej przez Gurthang brakuje mi szaleństwa i emocji, które mogłyby mną naprawdę wstrząsnąć i pozostawić po sobie trwały świat. Oczywiście podobny zarzut można postawić znakomitej większości zespołów black metalowych, ale Gurthang grają na tyle profesjonalnie i buduję klimat na tyle sugestywny, że wolę ich porównywać do najlepszych, niż do przeciętnych, którzy zdecydowanie dominują na black metalowej scenie.
Niemniej, włączam „I Will Not Serve” do kolekcji, a Gurthang do obserwowanych zespołów. Widzę, że ten zespół tworzą młodzi muzycy, więc jeśli nie zabraknie im determinacji to kto wie czy wkrótce nie nagrają płyty, która wytarmosi mnie za ucho jak pani woźna, w czasach wczesnej podstawówki, gdy niezmienionym obuwiu chciałem przemknąć korytarzem. A tak poważniej – to jest nieźle i wierzę, że w przyszłości może być lepiej.