Miałem w czasach podstawówki i liceum takie hobby, że nie raz po lekcjach wybierałem się pooglądać kasety i płyty. Tak, pooglądać, bo kasy zwykle nie było, a oglądanie różnych muzycznych wynalazków było dla mnie jak wycieczka do muzeum, w którym mogłem liznąć nieco wiedzy i poszerzyć swoje horyzonty
Pewnego słotnego jesiennego dnia wybrałem się na bazarek przy ul. Wałbrzyskiej „pomacać kasety”. Na końcu tego bazarku stolik z kasetami miał chudy, wysoki facet. Lubiłem do niego wpadać bo miał sporo metalu i w miarę orientował się w tej muzyce.
Za garść drobniaków, bilet i żetony
Macam, smyram te kasety, oglądam okładki, gadamy… a gość do mnie nagle, że może bym coś kupił.
Odpowiadam, że nie dam rady bo z kasą krucho. Facet podsuwa mi pod nos karton z przecenionymi kasetami i mówi, że te to za grosze mi może puścić. Oglądam, przebieram – nazwy zespołów nic mi nie mówią i nagle natrafiam na IMPALED NAZARENE z jakąś dziwną boginią na okładce. Przypomina mi się, że w którymś z magazynów muzycznych czytałem raport o scenie fińskiej i właśnie po raz pierwszy zetknąłem się z tą nazwą.
Gość gdy tylko zobaczył cień zainteresowania na mojej twarzy prawie siłą wepchnął mi tę kasetę. Oddałem mu wszystkie drobniaki, które odnalazłem w kieszeni, nieskasowany bilet na autobus i dwa żetony, zakupione w salonie gier zręcznościowych.
Nuklearny black metal
Nie spodziewałem się wiele po świeżo zakupionej kasecie – za tak marne pieniądze nie można przecież oczekiwać rewelacji. Wrzuciłem w domu do swojej wieżyczki i nacisnąłem PLAY. To co wydobyło się z głośników dosłownie wbiło mnie w dywan.
Początek utworu otwierającego tę płytę sprawił, że miałem ochotę wyskoczyć przez okno razem z szybą wbić się głową pół metra w ziemię i zagryźć kreta
Nie potrafiłem zupełnie określić tego stylu – to był jakich hiper punk nuclear black metal, tak bezkompromisowej, dzikiej i oryginalnej muzyki chyba wcześniej nie słyszałem.
Nie potrafiłem zupełnie określić tego stylu – to był jakich hiper punk nuclear black metal, tak bezkompromisowej, dzikiej i oryginalnej muzyki chyba wcześniej nie słyszałem.
Atomówki wśród pocisków
Oczywiście moim priorytetem stał się zakup wcześniejszej płyty tego zespołu – i choć „Tol Cormpt Norz Norz Norz…” na pewno mnie nie rozczarowała, to jednak w kontekście „Ugra Karma” pozostawiła pewien niedosyt.
Od tamtej pory śledzę poczynania Impaled Nazarene, mam ich wszystkie płyty – są lepsze i gorsze, poniżej poziomu, który jest dla mnie akceptowalny na razie nie zeszli.
Jednak „Ugra Karma” to monument – to jeden z najważniejszych, najoryginalniejszych, najbardziej dzikich i odważnych płyt pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Zresztą na żywo w pełni to potwierdzili – na koncercie strzelali tymi swoimi utworami jak z karabinu maszynowego, ale gdy tylko sięgali po repertuar z „Ugra-Karma” to miałem wrażenie, że prawdziwe bomby atomowe sypią się na publikę.
też taki cios zaliczyłem słysząc ich po raz pierwszy, tylko że u mnie jako pierwsza poleciała "suomi finland perkele'. Ta i 'latex cult' swego czasu nie opuszczały mego magnetofonu 😀
ps.
tak patrzę na ich dyskografię i w zasadzie ostatnich 5 płyt nie słuchałem. Chyba sobie trzeba odświeżyć ten band, po do 'absence of…" dawali rade, pomimo, że styl ich nieco ewoluował
Na pewno nie jest to już ten poziom co kiedyś, ale da się słuchać.
Dwójka zdecydowanie najlepsza, ale każda z pierwszych pięciu (plus mini "Motörpenis") świetna. Dla mnie mogli zakończyć na latach 90. Z późniejszych płyt mam jeszcze trzy kolejne, ale to już nie to.
Fantastycznym wydawnictwem jest "Decade of decadence", czyli składanka demówek oraz epek i coverów z pierwszych lat działalności. Bezwzględnie warta swoich pieniędzy. Swego czasu wracałem głównie do niej.
Wracając do "Ugra Karma" – kiedy pierwszy raz włączyłem, nie wiedziałem co się dzieje. Taki strzał jak "Goatzied" dla nieprzygotowanego słuchacza może okazać się zabójczy. Po wstępnym szoku przyszło bezgraniczne uwielbienie. Im więcej znam płyt i zespołów tym jaskrawszym światłem ten album lśni. Nikt wcześniej ani później tak nie zagrał. Nawet sami zainteresowani.
warto poznać album MANIFEST, RAPTURE, i nowy , sa świetne, nie polecam za to :absence of war, all that you fear, częściwowo ok są pro patria i road to octagon, ale za dużo trashuja w dośc typowy sposób. nie ma jak pierwsze albumy ,ale jak pisałem wcześniej rapture i Manifest to świetne albumy na wiele odsłuchań