Wymyśliłem sobie, że będę takim samozwańczym patronem medialnym Black Silesia Open Air V. Tak sobie postanowiłem, bo cholernie zależy mi na tym, by jak najwięcej ludzi do Byczyny przyjechało i byśmy mogli w tym magicznym miejscu spotykać się na podobnych imprezach jeszcze wiele lat. W magicznym miejscu przy najlepszej muzyce na świecie!
Kto zagra już w najbliższy weekend? Pewnie wszyscy wiedzą, ale nie wszyscy znają. Nie będą udawał, że poznajdałem wszystkie rozumy, bo i dla mnie w tegorocznym line-upie jest kilka niewiadomych. Obiecujących niewiadomych. Tymczasem zapraszam na krótki przegląd muzycznych atrakcji, które czekają nas już od najbliższego piątku.
1. Exciter – legenda speed metalu z dwoma unikalnymi koncertami, których nigdy już nie będzie okazja zobaczyć. Ktoś słusznie zauważył, że Kanadyjczycy nie są zespołem zbyt popularnym w Polsce. „Czy pamiętacie wywiad z nimi w Metal Hammerze?” No nie pamiętamy, ale do chuja, nie pozwólcie by Metal Hammer zniszczył Wam życie. To jest absolutnie fenomenalna kapela, której się słucha na kolanach. Zresztą ich powrót z roku 1997 „The Dark Command” – bardzo, bardzo cenię i uważam, że od tamtego czasu zdecydowanie trzymają poziom.
2. Destroyer 666 – absolutnie wybuchowa mieszanka thrashu i black metalu. Choć najbardziej kocham ich wczesne dokonania, a za opus magnum uważam „Terror Abraxas” to bardzo cenię także późniejszą twórczość – z większą dawką heavy metalowych wpływów, klasycznego dostojeństwa i autentycznego piękna, które chwyta za serca najtwardszych wojowników.
3. Death Worship – po raz trzeci Kanada i znów w całkiem innej odsłonie. Surowej skomasowanej, wściekłej i bezlitosnej! Urzekły mnie obie EP i oba dema, które dotąd wydali. Jak wypadną na żywo? Tu nie będzie żadnych kompromisów – ściana dźwięku nas zmiażdży i odrzuci, albo wciągnie w głębiny i pozostawi wspomnienia, które długo będziemy oswajać. Ja do dziś raz w tygodniu spotykam się z psychoterapeutą i opowiadam mu o koncercie Pseudogod w Byczynie. Na najbliższy piątek odwołał sesję. Mówi, że gdzieś wyjeżdża. Może do fryzjera? Bo zauważyłem, że w ciągu ostatniego roku przestał ścinać włosy.
4. Ross The Boss – ten 68-letni muzyk zagra po raz pierwszy w Polsce i zapewne po raz ostatni. Oczywiście nie macie pojęcia kto to jest! Nie, to nie lider czeskiego Root. Tamten nazywa się Big Boss. Ross The Boss to facet, który grał i komponował w MANOWAR w ich najlepszych latach 1980-1988. Nie przesadzę, że był filarem tego zespołu. Zespołu, który choć od wieków nie jest w szczytowej formie parę lat temu wypełnił Spodek! (Byłem choć najczęściej tyłem do sceny) Hej! Dziesiątki tysięcy fanów MANOWAR! Do Was mówię! Wyślijcie do Byczyny choćby ze 300 z Was! Będą zadowoleni, a Wam opowiedzą jak było.
5. Impaled Nazarene – absolutnie unikalny nuklearny black metal przesiąknięty chamstwem i bluźnierstwem. Nigdy nie nagrali złej czy nawet średniej płyty! Na ostatnim albumie wrócili do szczytowej formy. Na żywo widziałem już ich kilka razy i zaręczam, że warto doświadczyć ich koncertu.
6. Omen – o nich też nie pisali w Metal Hammerze. Amerykanie nagrali w 1984 fenomenalną „Battle Cry”, a później poprawili jeszcze dwiema świetnymi płytami. Dobra, ja mam ich całą dyskografią, ale Wam polecam przede wszystkim pierwszy trzy albumy, ze wskazaniem na debiut. Sam ten zespół poznałem dopiero w XXI wieku. Pewnie było już 20 lat po premierze „Battle Cry”… i okazało się, że wcale nie jest za późno by pokochać ten album. Oczywiście malkontenci będą narzekać, że ze starego składu został tylko Kenny Powell, ale cóż… tak to niestety bywa. Oryginaly wokalista J.D. Kimball zmarł w 2003 i nie da się już go namówić by zaśpiewał z Omen. Nawet jakby zjechali się z całej Polski wszyscy fani Manowar i głośno skandowali jego imię. A Omen to prawdziwa magia i esencja gatunku. Cieszę się, że taka muzyka będzie grana w Byczynie.
7. Desaster – myślę, że właśnie tak powinno wyglądać współczesne oblicze thrash metalu. Kreator sobie słodzi i zaprasza wokalistki, Destruction bije kolejne płyty jak od stempla… a DESASTER niesie tą pierwotną wściekłość i niepokorność, cechujące gatunek w latach 80. Pewnie, że Niemcy też dojrzeli, wyszlachetnieli i mocno rozwinęli się kompozycyjnie, ale w ich muzyce wciąż jest ogień i erupcje niepohamowanej energii. Na żywo widziałem dwa razy i za każdym razem czułem niedosyt. Raz było zbyt tłoczno i niewiele zobaczyłem, drugi raz brzmienie szwankowało i niewiele usłyszałem. Dziś w nocy objawił mi się Duch Święty i zapewnił, że w Byczynie i zobaczę i usłyszę.
8. Deathhammer to noweski thrash metal, speed, black metal, który zadebiutował w 2010 świetną płytą „Phantom Knights”, a później nie tyle trzymał formę co za każdym albumem robił kroczek do przodu. Włączcie sobie choćby tegoroczną płytę „Electric Warfare” i sami powiedzcie czy istnieje lepszy metal to grania na żywo? Jak ktoś ma długie włosy to serio może wpaść w taki wir, że albo uniesie się na ziemią, albo ukręci sobie łeb.
9. Nocturnal Witch – znów Niemiaszki i znów poruszamy się w kręgu thrash/black metalu. Mają na koncie tylko dwie płyty. Fajny debiut w 2014 roku i zdecydowanie więcej niż fajny „A Thousand Pyres” z 2019. Wybitnie koncertowa muza, która grana na żywo może pozostawić niezacieralne wspomniania.
10. Bombarder – pochodzą z Bośni i Hercegowiny i grają speed/thrash metal. Nie mam zamiaru googlować i ściemniać budując swoje wyimaginowane doświadczenia związane z tym zespołem. Nie znam go zupełnie i nie sądzę bym do piątki nadrobił ich 7-płytową dyskografię. Wierzę jednak, że w składzie Black Silesia wzięli się nie przez przypadek i stawię się pod sceną.
11. Doombringer – kocham ten zespół i nie będę udawał, że jest inaczej. To dla mnie zdecydowanie czołówka polskiej sceny black metalowej i uważam, że trzeba się cieszyć każdym ich koncertem.
12. Deus Mortem – też kocham i ostatnio nawet powracałem sobie do ich studyjnych dokonań utwierdzając się w przekonaniu, że to jedne z najlepszych rzeczy jakie w polskim black metalu wyszły w ostatnim 10-leciu.
13. Morgal – jak zajebista jest ubiegłoroczna płyta Finów to brak słów. Taki Dark Funeral powinien posłuchać tego krążka, później popełnić zbiorowe jedzenie waty cukrowej. Napisałby coś innego, ale nie chcę żeby mi Facbook zbanował post. Nawet jak się na Black Silesia nie wybieracie to konicznie posłuchajcie „Nightmare Lord”. Ja już przy pierwszym kawałku z tego krążka mam ochotę biec do Byczyny nawet nie zakładając butów.
14. Goatsmegma i Hadopelagyal. Pierwszy zespół z Estonii a drugi z Niemiec. I znów nie będę ściemniał, bo tych kapel jeszcze nie poznałem. Kto wie? Może właśnie w Byczynie zacznę z nimi dłuższą przygodę.