LATHSPELL: Wędrówka po bezkresnym pustkowiu

    0

    Jeśli lubicie LATHSPELL to mam dla Was dobrą wiadomość. Finowie nagrali kolejną bardzo dobrą płytę. Jeśli jesteście fanatykami black metalu, a nazwa LATHSPELL nic Wam nie mówi – to powinniście się z tych zespołem zapoznać. Jeśli black metal skończył się dla Was na rozpadzie Emperor, a teraz z uwagą i przyjemnością śledzicie solowe poczynania Ihsahna to kupcie sobie w markecie hak, linę i taboret… chętnie udzielę dalszych instrukcji. W tle włączę „Torn Cold Void”. Bo właśnie tak powinien brzmieć black metal – w swojej pięknej i niczym nieskażonej formie

    Lubię dostawać płyty do recenzji – zwykle mają dla mnie sporą wartość poznawczą, bo są to albumy, których najprawdopodobniej nigdy bym nie kupił i nie miał okazji się z nimi zapoznać. Przyznam jednak, że jeszcze bardziej cieszy, gdy od czasu do czasu trafi się płytka zespołu, który jest mi doskonale znany i każdy z jego dotychczasowych albumów przyjmowałem z ufnością dziecka przystępującego po raz pierwszy do komunii świętej. Tak się stało wczoraj – gdy w paczce z nowościami z Wolfspell Records natrafiłem na nową płytę fińskiego LATHSPELL. Dokonania tego zespołu śledzę od początku i jak dotąd nigdy nie poczułem się zawiedziony.
    Nie inaczej jest z tegoroczną płytę LATHSPELL. Finowie na „Torn Cold Void” grają czysty, esencjonalny black metal, nieskalany nowomodną hipsterką, ambientowymi plamami czy progresywnymi odjazdami. Nie zrozumcie mnie źle. Cenię zespoły, które poszukują, starają się łamać granice i odnajdywać nowe środki wyrazu. Ich twórczość jest dla mnie tak samo interesująca jak przysmaki kulinarne, których kosztuję podczas podróży po obcych krajach. Jednak jakkolwiek dobrze by one nie smakowały to po jakimś czasie ma się ich dość i człowiek zaczyna tęsknić za chlebem powszednim. Takim, który – jak pisał Søren Kierkegaard w swoim „Powtórzeniu” – „syci i niesie błogosławieństwo”. Nie przypadkowo odwołałem się do „Powtórzenia” – bo siłą LATHSPELL jest właśnie „powtórzenie” , nie tylko za sprawą obranej stylistyki, ale także ze względu na pewną powtarzalność riffów i melodii, które są immanentną cechą tej muzyki, nadającą jej zimnego, nieco transowego klimatu.
    „Torn Cold Void” to tylko cztery utwory – długie, rozbudowane, zionące pustką, ciemnością i nieludzkim chłodem. Utrzymane głównie w szybkich tempach, ale nigdy nie popadające w chaos i nie gubiące swoich melodii, które są jak śpiew wiatru niesiony po bezkresnej, skutej lodem równinie. Mimo surowego, zimnego brzmienia absolutnie nie należy dokonań Finów wrzucać do worka z prostym, prymitywnym black metalem – bo gdy dobrze się w ten śpiew wiatru wsłuchamy to szybko dostrzeżemy, że nie jest on ani monotonny, ani nużący – że niesie ze sobą szum drzew sprzed pierwszych opadów śniegu, wołanie wilków w księżycową noc, świergot ptaków o poranku i odgłos dojrzałych owoców, cicho upadających w soczystą trawę.
    „Torn Cold Void” nie jest destrukcyjna i dołująca, oprócz black metalowego chłodu i ciemności niesie za sobą piękno i mądrość, tęsknotę i rozwagę. Bardzo podoba mi się pewna monolityczność tego krążka. Nie jest to muzyka, przy której czeka się na jakieś momenty, szczególnie ekscytujące riffy czy efekciarskie fajerwerki.
    Potencjał komercyjny tego krążka jest znikomy. Nie jestem przekonany czy nawet jakby zaczęli koncertować w kapturach, a wokalista zaczął przebierać się za Papę Smerfa to ten stan rzeczy mógłby ulec zmianie. Nie przypuszczam jednak by marzeniem LATHSPELL było zostać gwiazdami rocka. Jeśli jesteście fanatykami tradycyjnego black metalu to powinniście po ten album sięgnąć – jeśli szukacie w muzyce innowacji i niekonwencjonalnych rozwiązań to tylko stracicie czas.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj