Koncert metalowy – rok 2014
Stoją sobie pod sceną na koncercie i patrzę na występ zespołu. Gdy milknie utwór i rozbrzmiewają brawa ktoś delikatnie dotyka mojego lewego ramienia.
– Przepraszam pana – słyszę szept do ucha. Odwracam się i widzę obok, na oko 25-letnią kobietę.
– Czy moglibyśmy się zamienić na miejsca? Obok pana stoi moja koleżanka, chciałabym być obok niej.
Odwracam się w prawo – rzeczywiście stoi druga dziewczyna. Uśmiecha się jakby lekko zawstydzona.
– Ależ proszę, nie ma żadnego problemu – robię krok w lewo, a moja rozmówczyni zajmuje moje miejsce.
– Bardzo panu dziękujemy – słyszę, a tymczasem zespół rozpoczyna drugi utwór. Podnoszę rękę do góry. Pach! Czuję na ramieniu coś mokrego.
– Bardzo pana przepraszam – słyszę zza pleców. Odwracam się i widzę młodego chłopaka w okularach, który trzyma do połowy pełny plastikowy kubek piwa. Lub jak kto woli – do połowy pusty.
– To ja przepraszam, wylałem panu piwo – odpowiadam, myśląc po cichu: „Po kiego chuja z tym piwem pod samą scenę się wpierdalasz?”.
Gość oddaje piwo koledze, wyciąga chusteczki higieniczne i zaczyna wycierać mi ramię.
– No dobra, samo przecież zaraz wyschnie – odsuwam się od niego i napieram w kierunku sceny mamrocząc do mijanych ludzi: „przepraszam”, „przepraszam”, „przepraszam”. Gdy jestem już blisko ktoś traci równowagę i nadeptuje mi na stopę.
– Sorry – odwraca się do mnie i poklepuje mnie po plecach.
– Nie szkodzi, nic się nie stało – odpowiadam, przeciskam się obok gościa i docieram do samych barierek. Jestem szczęśliwy i rozpromieniony.
Koncert metalowy – dwadzieścia lat wcześniej
– Ty chuju! Wymień dyskografię tego zespołu! – krzyczy wskazując na moją koszulkę długowłosy podpity jegomość, który odłączył się od grupki kolegów i podszedł do mnie zamaszystym krokiem. Znam na pamięć dyskografię Slayer, ale przecież nie będę frajerem i nie dam się zastraszyć. Zamiast odpowiedzi walę go z główki prosto w nos i zanim upada na chodnik poprawiam mu pięścią i z kopa. Podbiegają jego kumple, podbiegają moi. Tamtych jest więcej, jest blisko awantury, ale na horyzoncie pojawia się radiowóz i wszystko rozchodzi się po kościach. Biegniemy pod wejście do klubu otaczając budynek dużym łukiem. Atmosfera ciężka i nerwowa. Część pieniędzy mam w portfelu, część w prawej skarpecie. Kumpel w lewej trzyma gaz pieprzowy. W tłumie oczekującym na wejście do klubu grupka gości zaczyna kroić jakiegoś małolata z biletu. Młody nie chce oddać. Wywiązuje się bijatyka. Przewracają go na glebę i zaczynają kopać. Kumpel naciera plecami na jednego z napastników i przepycha go w tłum. Wstrzymuję oddech, zamykam oczy, zaciskam pięści, chowam głowę między ramiona i przeciskam się do wejścia. Drugi kumpel zawiązuje twarz chustką i zaczyna dyskretnie rozpylać gaz.
– Kurwa! Kurwa! – ktoś głośno krzyczy pokasłując. Mimo zamkniętych powiek zaczynają mi łzawić oczy. Dobijamy jednak szczęśliwe do wejścia. Wyjmuję dyskretnie bilet, który miałem ukryty w majtkach. Na bramce obszukują nas jak islamskich turystów przed wejściem do samolotu amerykańskich linii lotniczych, tydzień po zamachu na WTC. Kumpel traci pas wojskowy. Z pasami nie wpuszczają. Wędruje do szatni gdzie kłębią się setki pasków, pieszczoch, łańcuchów, noży i kastetów. Gdy jesteśmy już w środku kumpel chce do kibla. Idziemy oczywiście wszyscy, mimo że nam się nie chce. Tak jest bezpieczniej. Trzeba trzymać się razem. W razie draki stajemy do siebie tyłem i opieramy się o siebie plecami. Gdy wreszcie zaczyna grać zespół czujemy się jak na froncie – radość i ekscytacja mieszają się ze strachem i gwałtownym skokiem adrenaliny. Później przeciskamy się w kierunku sceny, ciągniemy się za włosy, depczemy, kopiemy po łydkach i piszczelach. Ktoś mi wciska kciuk między żebra, syczę z bólu, walę na odlew łokciem i do przodu. Spotkamy też młodziana, którego kroili pod drzwiami. Udało mu się wejść, jest poobijany, ma podartą koszulkę, ale uśmiecha się. Szczęśliwy i rozpromieniony.
teraz nawet na stadionach wiecej cywilizowanych ludzi, a Ty narzekasz sie dziwisz koncertom 😉
Fajne klimaty. Czyli generalnie zbytnio nie ma różnicy czy ma się koszulkę ze szkieletem z Divine Intervention czy czachę z irokezem i logówką The Exploited.
Dzisiaj jak się chce iść na koncert to się wyjmuje część wypłaty z bankomatu a nie w kilku kroi gówniarza z biletu – bo to podobne klimaty co zrzuta w 5 osób na jednego korbola m/
Czasy się zmieniły i to bez wątpienia na lepsze 🙂
To fakt 20 i więcej lat temu to było coś jak święto narodowe człowiek nie spał z adrenaliny cała wyprawa zbieranie ekip bo inaczej można było wychaczyć wpierdziel piękne czasy wstrzymywanie ruchu na rądzie w Kato specjalne pociągi do Jastrzębia gazowane przez prewencje na mniejszych koncertach było też pięknie choć mniej przypadkowych ludzi. No cóż inna era a przedewszystkim inni ludzie bycie metalowcem to było coś a nie rurki z kremem to sem nie wróci
Na koncert szło się trochę jak na wojnę. Nigdy nie było wiadomo czy się na niego dotrze i wróci w całości. Ten dreszczyk adrenaliny był na swój sposób przyjemny – po koncercie miało się satysfakcję nie tylko stricte muzyczną 🙂
Chyba byłem na tym drugim koncercie ?.
to było w Zabrzu na pierwszym Slayerze?
Myślę, że nieco dramatycznie. Aczkolwiek 25 lat temu gówniarz zanim założył koszulkę jakiegoś zespołu, szczególnie idąc na koncert to żeby nie ryzykować co na najmniej jej utraty zapoznawał się ze składem i dyskografią. Może było to dość prymitywne, ale ja trochę tęsknię za tym. Dzięki temu jak widziało się kogoś w jakiejś koszulce to miało się wręcz pewność, że można z kimś takim o tym zespole porozmawiać.
Dokładnie tak. Na Metal Feście temu miałem okazję porozmawiać z dziewczynami, które obwieszone logami zespołów jak choinki nie miały większego pojęcia o tej muzyce. Dziewczyna nie potrafiła wymienić żadnego tytułu płyty KREATOR, którego logo miała na ogromnej naszywce na plecach. Zapytana o to, którą lubi najbardziej odpowiedziała, że ona nie słucha płyt tylko piosenek. Dziś w dobie Youtube wygląda to wszystko zupełnie inaczej niż 20-30 lat temu.
A jak jest na festiwalach w Czechach?
Kiedyś było lepiej. Eliminacja słabych jednostek to pozytywna sprawa. Dziś metal to muzyka jak każda inna, dawniej było inaczej. Nie było nic za darmo, trzeba się było natrudzić. Nie raz się w mordę dostało za wygląd, koncerty to była czasem walka, w szkole też było przejebane – kumpel oblał za długie włosy – dziś nie do pomyślenia. I dzięki temu, ta muzyka była wyjątkowa. A dziś wszystko jest za darmo,muzy na pęczki, zero represji, na koncertach jakieś przypadkowe pedały, mp3, itp. To ja to pierdolę i wolę dawne czasy.