Słucham nowej płyty SECRETS OF THE MOON i mam mieszane uczucia. Gdyby nie ich wcześniejsze płyty, które bardzo lubię to pewnie już po pierwszym odsłuchu cisnąłbym „Sun” na półkę i już nigdy jej nie włączył
Niemcy właściwie już od chwili debiutu proponowali w swojej muzyce coś własnego, unikalnego i oryginalnego. O ile pierwsze dwie płyty w ich dyskografii bardzo mi się podobały, tak trzecia – „Antithesis” wprost mnie zachwyciła. Zimne, przestrzenne i selektywne brzmienie, potężne riffy, charyzmatyczne wokalizy, mogące kojarzyć się z manierą Satyra zdecydowanie przypadły mi do gustu.
Siedmiomilowe buty
Na kolejnym krążku – „Privilegivm” SOTM ugruntowali i rozwinęli swój styl. Ta płyta utwierdziła mnie w przekonaniu, że zespół wypracował własne, łatwo rozpoznawalne brzmienie i jeszcze nie raz będzie potrafił zaskoczyć jakością swojej muzyki. Nie zawiódł mnie ich kolejny krążek „Seven Bells”, choć z perspektywy czasu muszę przyznać, że słuchałem go nieco mniej i nie był dla mnie aż takim wydarzeniem jak wcześniejsze albumy z dyskografii Niemców.
Wieść o nowej płycie Secrets Of The Moon mocno mnie zelektryzowała. Czy będą starali się poszukiwać nowych obszarów muzycznej eksploracji, czy też mocniej osiądą w już wypracowanym stylu? Jak się okazuje Niemcy nie zamierzają się zatrzymywać i robią kolejny krok w swych muzycznych poszukiwaniach. Rzekłbym – krok siedmiomilowy.
Klimat i chłód
„Sun” stylistycznie już nie ma nic wspólnego z black metalem, właściwie to nawet z jakimkolwiek metalem bardzo niewiele. Ostatni album wypełniają spokojnie snujące się piosenki, mające coś wspólnego z mrocznym klimatem The Cure czy zimnym, nowofalowych chłodem New Model Army. Obiektywnie muszę przyznać, że ta muzyka ma swój urok, ale zdecydowanie wymaga odpowiedniego nastroju i potrzeby chwili, w którą mogłaby się wpisać i na dłużej zagnieździć w umyśle.
Płynąc lecieć
A gdy już będziemy na samym środku jeziora i pozwolimy by zatarły się granice pomiędzy wodą a niebem, by blask gwiazd i świtało księżyca odbiły się w niezmąconej wodzie, może się okazać, że wcale już nie płyniemy lecz unosimy się wśród gwiazd i tak naprawdę to księżyc płynie, a my patrzymy na niego z góry połyskując srebrzystym światłem.
Nowy album kapitalny, ma coś z "Revolution DNA" SEPTIC FLESH.
Pozdrawiam serdecznie! Wiele lat temu przeszło mi przez myśl, że byłoby fajnie, gdyby ten szaleniec z masterfula, specjalista od sporej dawki entuzjazmu w postach, zaczął pisać bloga. Na masterfulu nie byłem od 5 lat minimum, a Maria Konopnicka niespodziewanie dopadła mnie na fejsie.
Dobra robota 🙂