GOJIRA to jeden z tych zespołów, które cenię i lubię – na półce mam ich całą dyskografię, ale nieczęsto słucham i nieczęsto mam ochotę, by pławić się w ich dźwiękach. To trochę jak z serem pleśniowym – lubię, ale jadam rzadko i oczywiście za nic w świecie nie mógłbym odżywiać się tylko pleśniowym serem
Gdy po raz pierwszy włączyłem „Magma” to pomyślałem sobie, że choć ten krążek jest trochę inny od wcześniejszych albumów GOJIRA to zapewne podzieli ich los. Uznam, że to kawał dobrej muzyki, przesłucham kilka razy i odłożę na półkę, sięgając po niego nie częściej niż po stojak na choinkę.
Stało się jednak coś dziwnego – od kilku dni ten krążek kręci się w moim odtwarzaczu i z każdym przesłuchaniem wciąga mnie coraz bardziej i coraz głębiej. Niby Francuzi nigdy nie grali tak spokojnie i prosto, ale zarówno ten spokój jak i prostota „Magmy” są pozorne. W rzeczywistości to mroczny posępny i potężny album, który w dokonały sposób łączy nieprzeciętną przebojowość ze smutkiem, gniewem i zadumą. Ta muzyka wydobywa się z głośników niczym magma z wnętrza ziemi – emocjonalnie skomasowana, gęsta i treściwa. Ta płyta ani przez sekundę nie traci swojego specyficznego, mrocznego i co by tu nie mówić – niewesołego klimatu – jednocześnie przemawiając na różne sposoby w różnych językach i dialektach.
Siłą „Magmy” jest jej spójność i jednoczesne zróżnicowanie. Każdy z utworów jest odmienny, ale jednocześnie każdy tworzy ważny element całości. A całość jest zimna i ponura – ma granatowy kolor nieba i siłę porywistego orzeźwiającego wiatru, które zwiastuje nagłe ochłodzenie, chwilę po wiosennej burzy.
„The Shooting Star” przywodzi mi na myśl potęgę i smutek „Ugly” – drugiej płyty LIFE OF AGONY. Ma też w sobie coś z MASTODON. W ogóle mam wrażenie, że GOJIRA na tej płycie odpływa trochę w rejony Amerykanów – nawet jeśli nie stricte stylistycznymi patentami to pewną naturalną i niewymuszoną elegancją.
„Silvera” jest bardziej gwałtowny i agresywny – nie jest to jednak ekspresyjna i niepohamowana agresja – więcej w niej determinacji i gniewu niż pierwotnych instynktów drapieżnika. Bardzo podoba mi się gitara w tym utworze – ta, która rozpoczyna się po drugie minucie i piątej sekundzie – wyrafinowana, precyzyjna, pełna polotu, lekkości i przestrzeni.
„The Cell” sprawia wrażenie najbardziej zwartego, gęstego i intensywnego – przestrzeni nadają mu partie wokalne, zarówno te czyste, mocne i monumentalne jak i te pełne gniewu i determinacji. Świetne wokale są też w „Stranded”, atakujący chwytliwym riffem, który przy nieco innej aranżacji mógłby się stać kręgosłupem stadionowego hitu, krzyczanego przez tysiące gardeł. „Yellow Stone” jest kwaśną, pustynną, instrumentalną miniaturą, która przygotowuje nas na utwór tytułowy – dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów tego krążka. Klimatyczny, mroczny, budujący napięcie, ale nie prowadzący ku wybuchowi agresji lecz ku melodyjnemu przestrzennemu rozwinięciu, które wybrzmiewa z ogromną siłą i elegancją.
„Pray” wyróżnia się motorycznym nośnym riffem rozpływającym się w chóralnych partiach wokalnych, dryfujących w spokoju i zadumie, aż ku bardziej gwałtownym fragmentom. „Only Pain” przynosi zamaszysty, energetyczny i dobitny riff, a „Low Lands” mroczny, spokojny klimat, który podszyty jest nieokreślonym lękiem. „Liberation” tp akustyczny utwór o lekko plemiennym wydźwięku. Myślę, że „Magma” spokojnie by się obyła bez tego kawałka.
Podsumowując – teoretycznie niewiele jest na tej płycie rzeczy, które lubię i jednocześnie sporo modnego okołometalowego grania, zwykle nie budzącego we mnie większych emocji. GOJIRA jednak ma klasę i jakiś taki trudny do zdefiniowania wdzięk, który sprawia, że ich nowej płyty słucha mi się z przyjemnością. Nie jestem pewien, czy wrócę do niej za roku czy dwa – dziś to jednak nie ma żadnego znaczenia, bo po przeszło dwudziestu odsłuchach, wciąż jej nie mam dość i powoli zaczyna do mnie docierać, że „Magma” może okazać się jedną z mocniej zapadających w pamięci płyt 2016 roku. Pewnie nie będzie najlepszą, ani moją ulubioną, ale taką, która pozostanie na dłużej – jeśli nie w kieszeni odtwarzacza, to chociaż w świadomości.
Dzękuję za fajną recenzje. Płyta jest naprawdę świetna. Ostatnio widziałem ich w Krakowie na żywo i było niesamowicie.
Gojira, nie Goijra 😉
Słuszna uwaga 😉 Poprawione!
Przez kilka pierwszych akapitów miałem wrażenie, że czytam ciągle to samo. Jak to Gojira są mroczni i posępni zimni i ponurzy- jednym słowem mhrook i straaach. No ale nie czepiajmy się.