DESTRUCTION: Fabryka thrashu

1

Czy można nagrać płytę, której nic nie można zarzucić, ale jednocześnie nie da się o niej powiedzieć niczego dobrego? Tak. Niemiecki Destruction specjalizuje się w tym od lat – w tym roku nagrał kolejny album, który niby mi się podoba, ale nie na tyle by mi się go chciało słuchać

Sodom, Kreator, Destuction – wielka trójka niemieckiego thrash metalu. Tak było kiedyś. Mówcie co chcecie, ale dla mnie to już nie obowiązuje kilkunastu lat. Z tej trójki tylko Sodom wciąż trzyma poziom – Kreator rozmiękczył się chwytliwą, szwedzką melodyką, a Destruction? Oni chyba kupili sobie jakąś maszynę do produkowania płyt i kolejne albumy kręcą niczym watę cukrową na drewnianym patyku. Niby dobra ta wata, zwarta, słodka, pachnąca, ale gdy już ją kończymy czujemy lekkie mdłości, a gdy patyk jest już pusty zdecydowanie nie mamy ochoty na następną. Kto jest dziś w tej trójce niemieckiego thrash metalu? Gdybym miał oceniać patrząc przez pryzmat 2016 roku to chyba wskazałbym na Protector, Exumer i Accuser. Patrząc z dłuższej perspektywy czasowej wyróżniłbym Sodom i … Tankard. Tak, tych piwożłopów nikt nie traktował poważnie – tymczasem oni rzucili browary, przestali jeść słodyczy i w ostatnich latach wyrośli na prawdziwego thrash metalowego potwora.
Ale wróćmy do Destruction i ich aktualnej formy. Ostatnią ich płytą, którą się mocno podniecałem była „The Antichrist”. Po niej miałem wrażenie, że każdy kolejny krążek Niemców był jak odlany z tej samej formy. To dobra forma, fajne riffy, niezłe brzmienie, porządne wokalizy. Ale jednak forma – muzyka pozbawiona spontaniczności, polotu i jakiejś takiej szczypty nieprzewidywalności.
Nie inaczej jest z tegorocznym albumum DESTRUCTION – „Under Attack”. Gdy włączyłem tą płytę po raz pierwszy to początkowo wydawała mi się całkiem przyjemna, ale im dłużej trwała tym bardziej spadało jej napięcie, a pod koniec zacząłem ziewać i nerwowo patrzeć na wyświetlacz odtwarzacza czy przez przypadek nie włączył mi się przycisk powtarzania płyty.
Niemcy grają ten swój oldschoolowy thrash metal, ale ja mam wrażenie, że w tej muzyce jest jakaś sztuczność. Niby wszystko się zgadza i słychać, że ci faceci wiedzą jak posługiwać się swoimi instrumentami ale jednak nie iskrzy, nie kręci i nie zachwyca. O ile każdy z utworów rozpatrywany oddzielnie, od biedy się broni – tak płyta jako całość zionie taką nudą, że po kilku odsłuchach prawie poczułem, jak siwieją mi włosy na klatce piersiowej. Nawet te wokalizy Schmiera – niby szorstkie i agresywne – po kilku utworach robią się zupełnie bezbarwne i nieprzekonujące. „Under Attack” jest więc płytą, która atrakcyjne składniki łączy w średnio zjadliwą potrawę i to nie dlatego, że one do siebie nie pasują, ani nawet nie dlatego, że połączono je w złych proporcjach. Ja w tej muzyce po prostu nie czuję szczerej pasji i prawdziwego zaangażowania, które by mi się udzielało jako słuchaczowi. Jest tu sporo chwytliwych riffów, ale żaden z nich nie powoduje szybszego bicia serca i skoku adrenaliny. Bywa też, że zespół miota się w aranżacjach zupełnie bez dźwięku i polotu – choćby w takim „Getting Used To The Evil” gdzie zwolnienia są tak niezgrabne, a zwroty akcji tak koślawe, że trudno powstrzymać się przed przeskoczeniem na następny kawałek. Co z tego, że gdzieś tam przenika wyraziste riffowanie i niezła partia solowa skoro całość prezentuje się jako niespójny thrash metalowy kloc z oklepanymi motywami.
W wersji digi – gdy już nam udaje się przebrnąć przez dziesięcioutworowy program płyty dostajemy w nagrodę cover Venom – „Black Metal” z gościnnym udziałem Alexa z Krisiun. Ten utwór w oryginale jest tak świetny, że zarżnąć go byłoby nie lada wyczynem. Destruction dali radę z podwójną mocą – zarżnęli nie tylko ducha oryginału, ale także biednego Alexa, który zabrzmiał wręcz groteskowo. A gdy pod koniec drugiej minuty krzyczą na zmianę z Schmierem – to tworzy się taki klimat jakby Dani Filth występował gościnnie w „Ulicy sezamkowej”. Na zakończenie mamy średnio emocjonujący instrumentalny „patataj” … „…i koniec ścieżki zdrowia” – jak to powiedział Romek w księdze XII Tytusa, gdy A’tomek pokonując ostatnią przeszkodę wpadł w błoto. – „Uciekajmy bo zastępowy nam „podziękuje””.
Od kilku płyt Destruction powtarzam sobie, że następnej już nie kupię. To samo pomyślałem po zapoznaniu się z „Under Attack”. Jednak jak znam życie to minie kilka lat i przy okazji kolejnego albumu ciekawość znów zwycięży…

 

1 KOMENTARZ

  1. Do Destruction mam ogromny sentyment, bo w czasach szkoły podstawowej to była moja ulubiona kapela a Eternal Devastation i Infernal Overkill słuchałem na okrągło. Gdy jednak usłyszałem Cracked Brain, stwierdziłem, że to już nie dla mnie i na moje szczęście odkryłem death metal. Próbowałem słuchać nowych kawałków Destruction na YouTube, niby niezłe ale dupy nie urywają. Jednak będę wracał do starych, dobrych lat 80-tych a nowe płyty zostawię dla innych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj