Nie mogę się do „Drugiej Fali” przekonać. Wbrew powszechnym zachwytom muszę tym razem wyłamać się ze zbiorowego trawersowania chimery. I to wcale nie chodzi o to, że „Zmarłym” przekracza skostniałe ramy black metalu, ale bardziej o to w jaki sposób to robią i jakie emocje we mnie swoją muzyką budzą
Otóż „Druga Fala” nie wiedzie mnie ku czemuś niebezpiecznemu.
Ta muzyczna droga jest bezpieczna, szeroka i niezbyt stroma – bardziej jak osiedlowa uliczka z latarniami oddzielającymi ją od chodnika i ścieżki rowerowej, niż górzysty szlak prowadzący w dzikie ostępy, napełniający lękiem przed głębokimi rozpadlinami i trwogą na widok oczu połyskujących złowrogo w ciemności. Na dodatek „Druga fala” miejscami razi pretensjonalnością i takim trochę „bieda-artyzmem”, szczególnie w warstwie liryczno-wokalnej.
Owszem zgodzę się, że płyta jest dość ciekawa, w miarę oryginalna i niejednoznaczna. Zespół ma na siebie pomysł, proponuje coś swojego, stara się umykać bezpośrednim analogiom i znaleźć własny język. To wszystko wydaje się jednak mało spójne, balansujące pomiędzy pragnieniem grania muzyki ekstremalnej, a pokazaniem że tą ekstremą trochę gardzimy, bo jesteśmy mądrzejsi, wrażliwsi i mniej oderwani od rzeczywistości.
I to też wcale nie jest złe, bo daleki jestem od tego, by głosić tezę, że black metal to tylko „szatan, piekło i ogień”. Ba, ja jestem przekonany, że gdyby ten diabeł rzeczywiście pojawił się na ziemi to by jak u Staffa, „z ponurym na piersi zwieszonym szedł czołem”. A gdyby ludziom przyjrzał się uważniej, to natychmiast wróciłby do piekła, zabarykadował się w nim i nigdy przenigdy nie chciałby mieć z nami do czynienia.
Piekło jest tutaj, a największe zło to ludzie – nie przeszkadza mi więc jak ten black metalowy diabeł z piekła wychodzi , przechadza się wśród blokowisk i zagląda w szklane oczy mijanych domów. Jestem zachwycony twórczością Odrazy, Gruzji czy Furii, która weszła w jeszcze inne rejony. W przypadku Zmarłym nie czuję zbliżonego ciężaru emocjonalnego. „Druga Fala” wydaje mi się stać kilka szczebelków niżej niż dokonania wyżej wymienionych zespołów.
Prawdę mówiąc słuchając tej płyty nie czuję nic, a mocniej przemawia do mnie dosłownie kilka fragmentów („zostań w grobie, kiedy sny są skażone”), tyle że kilka innych („zimne wyschnięte oczy”) sprawia, że mam ochotę ze wstrętem wyłączyć.
Oczywiście jest to płyta na tyle warta uwagi, że należy samemu się z nią skonfrontować. Gdyby tak nie było odpuściłbym sobie drugi odsłuch, a przecież przemaglowałem ten krążek ponad 20 razy, chcąc mieć absolutną pewność czy nie umyka mi nic istotnego. Nie umyka. Mocna trójka w szkolnej skali.