Matko i córko ! Dawno się tak nie bałem podczas czytania książki ! Horror absolutny, przerażający jak diabli, doskonale wymyślony, i napisany; wybuchowa, podkręcona na maksa mieszanka znanych archetypów gatunku . Koniecznie !
Młody profesor uniwersytecki wraz z żoną i córką przeprowadza się do Cambridge, do eleganckiego, ponadstuletniego domu. Podczas zakupów przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia ich córeczka, 4-letnia Naomi, gubi się – jej zmasakrowane przez nieznanego mordercę ciało zostaje odnalezione kolejnego dnia. Małżonkowie, ogłuszeni tragedią, trwają w nieprzemijającej traumie. Tymczasem zaczynają ich niepokoić tajemnicze zdarzenia w domu. Coś hałasuje i łomocze na strychu, coś przestawia zabawki w pokoju dziewczynki.
Pewnego dnia do profesora zgłasza się fotoreporter z tabloidu. Pokazuje on serię zdjęć wykonanych wokół domu, na których obok małżeństwa widoczne są również inne postaci – przede wszystkim sama Naomi, a obok niej dwie inne dziewczynki, smutna kobieta i ponury mężczyzna w czerni. Profesor bada przeszłość swego domu, odnajduje niepokojącą historię zamieszkującego w nim kiedyś doktora Liddleya, oraz jego rodziny, która znikła bez śladu.
Tymczasem detektyw prowadzący sprawę Naomi zostaje brutalnie zamordowany w podziemiach pobliskiego kościoła…
Książka, która budzi lęk
Zasadniczo horror w wersji literackiej nie straszy; nie to medium – to nie film, gdzie muzyka, montaż, praca kamery robią swoją robotę. Przy czytaniu odbiorca pozostawiony jest wyłącznie swojej wyobraźni. Ale, naprawdę, lektura „Pokoju Naomi” jest wyjątkowo niepokojąca nawet w nowoczesnym otoczeniu, a już gdyby miała mieć miejsce a jakimś starym domostwie…no to brrrrr. Naprawdę, jest to jedna z najbardziej straszących książek, jakie znam.
Aycliffe do budowy tej efektownej opowieści używa absolutnie klasycznych, wręcz, wydawałoby się, zgranych motywów fabularnych. Duch zmarłego dziecka nawiedzający zrozpaczonych rodziców, ostrzeżenia od zmarłych na kliszach fotograficznych (książka jest sprzed epoki cyfrowej), mroczna historia starego domu – to wszystko klasyczne zagrywki, typowe dla literatury grozy, sięgające swym rodowodem wiktoriańskich ghost stores.
Z kolei wątek fotografa ujawniającego na swych zdjęciach niepokojące zjawiska jest zaciągnięty wprost z filmowego „Omena”, do tego stopnia, że aż trudno sobie nie wyobrazić Davida Warnera w tej roli.
Standardowa mieszanka smaków w łyżką
Do tej pozornie standardowej mieszanki smaków dosypuje jednak Aycliffe ogromną łychę chili. Duch Naomi jest od samego początku przerażający, to nie żaden słodki aniołek łagodzący cierpienie rodziców, to mroczny i śmiertelnie niebezpieczny byt.
W ślad za nim idą inne przerażające zjawiska, a przecież groza w powieści nie skończy się na staromodnym straszeniu, hałasach, tupotach i poprzestawianych zabawkach, o nie ! Pojawią się kolejne zmasakrowane trupy, pojawi się mrożąca krew w żyłach historia doktora Liddleya, stopniowo rozwijana przed oczami coraz bardziej wystraszonego czytelnika. No i pojawi się miażdżący finał, z przeraźliwym twistem fabularnym, przywołującym na pamięć „Charlesa Dextera Warda” H.P.Lovecrafta, z kolejną dawką grozy, przemocy i śmierci.
Horror po godzinach
Wartość literacka powieści jest, uwzględniając oczywiście komercyjny charakter i gatunkową przynależność, bardzo wysoka. Jonathan Aycliffe (a właściwie Denis MacEoin – Aycliffe to jego pseudonim literacki) napisał „Pokój Naomi” jako taką trochę zabawę formułą horroru, na co dzień pan MacEoin to „poważny” analityk geopolityczny zajmujący się głównie problematyka Bliskiego Wschodu. Ale zabawę tę ozdobił i efektowna formą (całość stanowi wspomnienie starzejącego się profesora) i zaskakująco dobrą i przekonującą kreacją bohaterów – zwłaszcza zrozpaczonego małżeństwa.
Nie sposób oderwać się od lektury
„Pokój Naomi” wydany w 1991 roku jest utworem niejako granicznym. Z jednej strony przynależy on jeszcze do tzw. „złotej ery” horroru, z drugiej stanowi już forpocztę współczesnej grozy. Ta niewielka, znakomicie napisana książeczka dosłownie zniknie w oczach w ciągu jednego dnia – nie sposób się oderwać od lektury (choć co jakiś czas mózg musi chwilę odpoczywać obliczu tężejącej ze strony na stronę grozy).
Zaskakujące, że tak upiorna opowieść nie została do tej pory zekranizowana (przynajmniej imdb nic o tym nie wie), to byłby horror naprawdę deluxe. Absolutny klasyk, perła w gatunku. KONIECZNIE.
PS. Ale blurb okładkowy z dupy jeża niemożebnie. Ani fajny, ani prawdziwy – nie dajcie się mu zrazić.