Na wieść o rozpadzie AUTOPSY bardzo się zmartwiłem, bo to dla mnie ścisła czołówka death metalowego łojenia. Oni nigdy nie nagrali żadnej dobrej płyty – wszystkie pozycje w ich dyskografii są albo bardzo dobre albo genialne.
Odmówiłem sobie balonowej gumy do żucia Donald i zakupiłem zarówno „Tormented” jak i „Through the Cracks of Death” nie spodziewając się wiele, bo gdzieś wcześniej przeczytałem, że to dość mizerne granie. Pierwsza konfrontacja z ABSCESS nie wywołała u mnie gwałtownej ejakulacji i skurczów w podbrzuszu – spodziewałem się kontynuacji linii programowej AUTOPSY (bez sensu, bo po co mieliby to robić pod inną nazwą), a dostałem muzykę o wręcz punkowym zabarwieniu.
Ohydną, wulgarną, brudną, odrażającą – szorstką, chropowatą, nieprzyjazną, chorą. Gdyby chodziło o dziewczynę, to pewnie na drugą randkę bym już się nie zdecydował – w przypadku muzyki powyższe cechy zacząłem poczytywać jako zalety, odkrywając też w ABSCESS rockowy feeling i radość grania. Szybko uzupełniłem debiut, a następnie zakupiłem ich wówczas najnowszą płytę „Damned and Mummified”, która oczarowała mnie przepysznym brzmieniem, przebojowością i rock and rollową energią. Kolejne dwie płyty pozamiatały mną tak mocno, że dopisałem ABSCESS do grona swoich ulubionych kapel.
I wtedy się rozpadli, a pełną parą zaczął działać AUTOPSY. Dodajmy AUTOPSY w doskonałej formie, AUTOPSY, którego muzyką karmię się jak sarna z paśnika zimową porą. Mimo wszystko jednak wciąż pozostaje jakiś żal po ABSCESS i wciąż nie jestem pewien czy nie jest on jednak większy niż radość z AUTOPSY.
1,89 zł? Fantastyczny zakup. Kolejny przykład na to jak bardzo lekceważony był to kiedyś zespół. Teraz powszechnie poważany, chwalony i opłakiwany, a kilkanaście lat temu praktycznie wszyscy mieli go w dupie. Swoją kopię "Seminal Vampires and Maggot Men" nabyłem bodajże w '99 roku w tym samym Empiku na Marszałkowskiej za 22,99 zł. Również z kosza z przecenionymi płytami. Pływała sobie w morzu popowego szamba. Zwiększone zainteresowanie zespołem pojawiło się dopiero na wysokości trzeciej studyjnej płyty, a w pełni rozkwitło dopiero wówczas gdy nawiązali współpracę w Tyrant Syndicate Fenriza, a wspomniany zaczął się o nich ciepło wypowiadać w wywiadach, czyli mniej więcej na wysokości "Horrorhammer". W sumie sytuacja analogiczna do tej, która stała się udziałem ich wcześniejszego zespołu – przecież AUTOPSY w latach 90. znajdował się na marginesie zainteresowania ówczesnej gawiedzi. Teraz to wielcy, klasycy i geniusze, których klasę rzekomo wszyscy od dawna dostrzegali podczas gdy na koncertach oglądała ich garstka ludzi, a media muzyczne lekceważyły lub wręcz obrażały. To jednak temat na inną historię…
Autorowi polecam jeszcze obie kompilacje z nagraniami ze splitów i epek.