ARCTURUS: 19 lat później

    5

    Już ponad 19 lat minęło odkąd po raz pierwszy usłyszałem „La Masquerade Infernale”. Byłem zachwycony jej świeżością, oryginalnością, odwagą, barokowym bogactwem i niespotykanym wcześniej rozmachem. Wydawało mi się, że ten krążek przekracza wszystkie granice, wprowadza muzykę metalową na salony. Jest rok 2016 i wiele się zmieniło – atuty tego krążka zdecydowanie się przewartościowały. Tylko ze względów sentymentalnych nie pozbędę się tej płyty, a nawet raz na jakiś czas sobie ją włączę

     

    Rok 1997. Jestem na środku ogromnej sali operowej. Kryształowe żyrandole odbijają światło mieniące się tysiącami różnokolorowych barw, na scenie wiruje dziesiątki par tanecznych. Oświetla je zachodzące słońce, którego purpurowa tarcza chowa się za horyzontem, a promienie przenikają przez szybę strzelistych okien opery, pomiędzy ciężkimi bordowymi kotarami związanymi złocistym sznurem. W głębi ogromnej sceny,  pod batutą odzianego w elegancki frak dyrygenta, gra orkiestra. Muzycy z szalonej ekstazie i natchnieniu pieszczą struny smyczkami, a dobywający się dźwięk sprawia, że słuchacze prawie mdleją z emocji. Solista w białej koszuli z żabotami, złotymi spinkami i we fraku wysadzanym drogimi kamieniami śpiewa, unosząc się dwa metry nad ziemią. Czy to człowiek czy półbóg? – zdają sobie pytanie słuchacze, ale nie mogą poznać jego tożsamości, bo tajemniczy śpiewak twarz chowa pod elegancką czarną maską, której krawędzie ozdobiono połyskującymi diamentami. Gdy występ kończy burza oklasków, wytworni gości przenoszą się do sąsiadującej sali balowej, gdzie na marmurowym połyskującym parkiecie rozpoczynają wytworne tańce, by chwilę później usiąść przy suto zastawionym stole, wypełnionym pieczonymi przepiórkami, srebrnymi misami szlachetnych serów, świeżych owoców i dzbanami szlachetnego wina. I właśnie tego dnia gdy opuszczam pałac krętymi marmurowymi schodami, na samym dole znajduję mały błyszczący pantofelek, zgubiony przez tajemniczą nieznajomą.   

    Rok 2016. To co kiedyś kojarzyło się ze zrealizowanym z przepychem i rozmachem przedstawieniem teatralnym, dziś przywodzi na myśl teatrzyk dla dzieci, wystawiany w wiejskim ośrodku kultury. Główne role grają kolorowe lalki z połyskującymi cekinami, w rytm nadawany przez panią od muzyki. Wychudła pięćdziesięcioletnia stara panna w okularach, czarnym golfie i brązowej kamizelce zrobionej na drutach, skrywa się ukryta za ciężką kotarą, lekko pachnąca wilgocią i kulkami na mole. Gra na syntezatorze firmy Casio, który jest nietrafionym prezentem komunijnym jej siostrzeńca. Zamiast połyskujących marmurowych parkietów, na których za chwilę rozlegną się kroki uczestników balu widzę starą poprzecieraną i pomarszczoną wykładzinę, ułożoną na drewnianej, skrzypiącej podłodze. Zamiast rozłożystych żyrandoli dających olśniewające światło widzę dwie jarzeniówki, z których jedna co chwilę nerwowo mruga,  jakby w każdej chwili mogła się przepalić. Zamiast stołu uginającego się pod pachnącym mięsiwem, owocami cytrusowymi i dzbanami wina dojrzewającego w słońcu malowniczej Toskani, widzę tylko szklankę ze słonymi paluszkami i kawałek sernika, który został z wczorajszego spotkania Kółka Emerytów. Minęła północ – kareta zamieniła się dynię, a rasowe rumaki w piszczące szczury. Gdy schodzę po schodach nie znajduję połyskującego pantofelka, lecz stary popękany gumowiec z filcowym wykończeniem i obornikiem mocno powbijanym w podeszwę.

    5 KOMENTARZE

    1. Czyżbym dobrze rozumiał, że pomimo częstych zachwytów, ten album po prostu nie przetrwał próby czasu? To co kiedyś zdawało się być rewelacją, teraz jest tylko napuszonym kiczem?

    2. Ostatnio (tj. z 6 m-cy temu) słuchałem i moim zdaniem ciągle jest to muzyka ciekawa. Oczywiście brzmienie z kanapy się zestarzało (patrząc na ostatnie dokonania dimmu i to wiemy, że jego spotęgowanie prowadzi na kiczowate manowce). Wartością tej płyty są melodie, np.: Ad Astra. One ciągle się bronią! Fajny blog – gratulacje!

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj