Wychowałem się w dość surowych czasach, a środowisko w którym mi przyszło spędzić pierwsze osiem lat edukacji nie stwarzało warunków cieplarnianych. Nikt nie mówił „proszę pani, on mnie bije”, ani nie biegł do ojca na skargę z rozbitym nosem czy obolałą szczęką. W szkole było jak w dżungli, silniejsi trwali, słabi ginęli.
Jeśli nie umiałeś się bić, nie potrafiłeś zawierać chroniących cię sojuszy, szybko mogłeś stać się ofiarą i pośmiewiskiem. Nic dziwnego, że solówy po lekcjach stały się taką samą codziennością jak granie w piłkę, zbieranie kasztanów czy puszczanie kaczek na pobliskiem stawie. I to oczywiście się działo od pierwszej klasy, gdy mieliśmy zaledwie po 7 lat.
Warto jednak podkreślić, że solówy 7-latków zwykle wyglądały nieco inaczej niż chłopaków ze starszych klas. Tamci bili się na pięści i kopali po głowach, ci młodsi tarmosili się po ziemi, próbując rozłożyć przeciwnika na łopatki.
Słuchając DISTRÜSTER przypominają mi się właśnie solówy z podstawówki. Tyle, że nie te ze starszych klas, ale z młodszych. Chłopaki grają death metal z wpływami crusta, ale brakuje mi w tej muzyce dosadności, brutalności i prawdziwego wkurwienia. Owszem są emocje i zaangażowanie, ale to tarmoszenie się po podłodze na szkolnym korytarzu, a nie próba wyprowadzania ciosów, które mają znokautować, zniszczyć czy nawet zabić. Nie ma tu krwi, bo ciosy są markowane. Owszem ta muzyka nie jest pozbawiona pewnej efektowności, ale to bardziej popisy wrestlerów niż zawodników mma.
I bardzo nad tym ubolewam, bo potencjał jest naprawdę duży, pomysłów nie brakuje i teoretycznie powinno kopać i niszczyć. Niestety w ekspresji DISTRÜSTER brakuje brudu, wulgarności i ulicznego chuligaństwa. Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że to swoisty performance, a nie brutalna prawda. DISTRÜSTER to zawodnicy, którzy zdobywają punkty na macie i przerywają walkę gdy przeciwnik straci równowagę. Tymczasem stylistyka, w której się poruszają została wypluta przez ulicę, na której nie ma miejsca na fair play. Ta muzyka to kopanie leżącego, ciskanie w niego kamieniami, zaciskanie zębów na gardle przeciwnika i skakanie mu po głowie.
Być może jednak DISTRÜSTER świadomie próbują okiełznać i ugładzić przenikające do ich muzyki wpływy. Być może ja jako słuchacz do tego nie dorosłem, tak jak kiedyś nie dorosłem do black metalu przesyconego wpływami heavy metalu. Black metal miał być plugawym złem, hołdem składanym ciemności, a nie gitarową masturbacją w hołdzie Iron Maiden. W pierwszej chwili odrzuciłem więc Dissection jako zespół pozbawiony powagi, zbyt melodyjny, wyzuty z radykalności. Po jakimś czasie zrozumiałem, że dróg do osiągnięcia celu może być wiele, a te mniej oczywiste wcale nie muszą prowadzić na manowce. Czy podobnie będzie z DISTRÜSTER? Czas pokaże.