„Hałas, którzy burzy mury – Noise Records kontra zespoły” Davida E. Gehlke’a to fascynująca podróż w przeszłość. Odsłaniająca nie tylko kulisy współpracy zespołów metalowych z jedną z najpotężniejszych wytwórni lat 80., ale także historię samych zespołów, często tworzonych przez ludzi, którzy dopiero wkraczali w dorosłe życie
– Kiedy ja przeczytam to opasłe tomisko? – to było pierwsze pytanie, które pojawiło się w mojej głowie gdy rozpakowałem pięknie wydaną, blisko 600-stronicową księgę poświęconą niemieckiej wytwórni. I choć w filmiku na Facebooku zapowiedziałem, że uporam się z lekturą w weekend, podczas podróży do Pragi na festiwal Tones Of Deacay, to za bardzo w to nie wierzyłem. Wiecie jak jest na takich wyjazdach – miłe towarzystwo, piwko, pogaduchy, piwko, muzyka, piwko, żarcie, piwko. Masa pokus, które od lektury odciągają. Gdy jednak z Czech wróciłem ze wspomnianych 600 stron zostało mi do przeczytania nie więcej niż 30, bo lektura całkowicie mnie pochłonęła i wykorzystałem każdą chwilę by się jej oddać.
Hałas, którzy burzy mury
Wciągnął już sam początek osadzony na przełomie lat 60 i 70, gdy poznajemy młodego Karla-Ulricha Walterbacha, przyszłego twórcy Noise Records który swą wielką karierę w biznesie poprzedza… pobytem w więzieniu. A później Berlin lat 70. tętniąca życiem scena punkowa, mieszkanie w squacie, organizowanie pierwszych koncertów, wydawanie pierwszych taśm. Ten klimat pochłonął mnie już na całego, bo scena punkowa jest bliska memu serca, a jej sugestywny opis nie tylko przeniósł mnie w czasie o kilka dekad, ale sprawił, że zacząłem wypisywać sobie nazwy zespołów i obwąchiwać muzyczne środowisko, w którym wzrastał Walterbach.
Później jest jeszcze ciekawiej, bo poznajemy początki zespołów, które swe losy związały z wytwórnią Noise Records. Jesteśmy świadkami narodzin Hallhammer/ Celtic Frost i obserwujemy ich pierwsze kroki w muzycznym biznesie, śledzimy genezę błyskotliwej kariery Grave Digger i poznajmy przyczyny jej gwałtownego załamania. Dowiadujemy się o niezwykłej specyfice kariery Running Wild i sromotnej porażce jaką ponieśli w konfrontacji z amerykańskim rynkiem. Otrzymujemy dowody na to jak wielkim zespołem był Helloween, podążamy ich drogą na szczyt i analizujemy przyczyny spadku popularności. Mnie od lat interesowało dlaczego po nagraniu genialnego debiutu Kai Hansen zrezygnował ze śpiewania, a zastąpił go delikatniejszy, nieco zniewieściały Michael Kiske. Teraz już wiem i nawet to wszystko nabrało sensu.
Sporo miejsca poświęcono też historii Kreator i przyznam, że po lekturze tej książki moje wyobrażenie o usposobieniu Mille’a Petrozzy w pełni się potwierdziło. To naprawdę niesamowite, bo przecież stworzyłem je w oparciu o wywiady i ewolucję muzyczną Kreatora, którą śledzę przez większość swojego życia. Wygląda na to, że trafiłem w sam środek tarczy, a przy okazji dowiedziałem się sporo o swoim niegdyś ulubionym zespole, o jego motywacji wpływającej na muzyczną ewolucję oraz o kulisach współpracy z wytwórnią.
Co jeszcze? Coroner, Voivod, Watchtower, Sabbat (jakże wspaniały i niedoceniany zespół), Gamma Ray, Skyclad, Tankard, Rage, a także masa mniej znanych podopiecznych Noise Records. Jak powstawały te zespoły, z jakimi problemami musiały sobie radzić, jak przyjmowano ich płyty, jakie błędy popełniały i jak kształtowały swoje relacje z szefem Noise Records. Historia autora jest pełna, bo oddaje głos zarówno samym muzykom jak i Walterbachowi. Możemy więc na przedstawione zdarzenia spojrzeć z bardzo różnych perspektyw (bo sami muzycy też czasami nie mówią jednym głosem).
Narracja książki jest chronologiczna, ale często autor urywa historię danego zespołu, by zanadto nie wybiegać w przyszłość, a później do niej powraca, rozpatrując przebieg zdarzeń w kolejnym etapie działalności. To bardzo dobry zabieg, który opowieść dynamizuje i nie pozwala znudzić się zbyt długim czytaniem o jedej kapeli.
Noise Records kontra zespoły
W promocji książki szczególny nacisk położono na konflikty na linii zespoły- wytwórnia. Owszem wątki antagonizmów się przewijają, ale osobiście uważam, że ta książka ma mnóstwo dużo większych atutów. Przede wszystkim przybliża nam historię europejskiego metalu przez pryzmat powstających zespołów. Snuje fascynującą historię metalu na tle przemian politycznych, społecznych i cywilizacyjnych. (Rozdział o upadku muru berlińskiego i metalowej ekspansji na wschodnie części miasta był jednym najciekawszych, a wątki dotyczące cyfryzacji muzyki i odwrotu fizycznych nośników jednymi z najsmutniejszych).
Przede wszystkim jednak David E. Gehlke pisze tak, że chce się po te wszystkie zespoły i płyty sięgnąć. Często przy okazji kreślenia wydarzeń autor kusi się o analizy poszczególnych płyt – zgrabne, trafne, błyskotliwe. I nie ma żadnego znaczenia, że z niektórymi opiniami się nie zgadzam, bo sposób argumentacji jest rzeczowy, rzetelny, być może nawet bliższy obiektywnej prawdy niż mój osobisty pogląd na te płyty, zawężony do perspektywy fana zza żelaznej kurtyny. Czytałem więc, a mój apetyt do posłuchania tych płyt rósł – i to wcale nie chodzi tylko o powroty do ulubionych albumów, ale także o podjęcie ponownej próby posłuchania zespołów, których nigdy nie ceniłem, a ich dokonania mnie odrzucały. Kamelot, Pissing Razors, Iron Savior, Stratovarius... było tego trochę.
Oczywiście ze względu na bogactwo katalogu wytwórni (został zaprezentowany w całości na ostatnich stronach książki) o wszystkich zespołach i płytach nie wspomniano, ale klucz według którego dobrano głównych bohaterów wydaje mi się bardzo sensowny. Po czym poznać dobrą książę o muzyce? Po tym, że inspiruje do zgłębienia sceny, odkrywa przed nami nową muzykę i pozwala nieco inaczej spojrzeć na tą, którą już znamy. „Hałas, który burzy mury” wszystkie te kryteria spełnia. To nie tylko kopalnia wiedzy, ale potężny motywator do przeżycia kolejnych muzycznych przygód.
Do tego warto dodać, że książka jest naprawdę ładnie wydana, w twardej solidnej oprawie, wzbogacona mnóstwem zdjęć, zarówno czarno-białych urozmaicających stron z tekstem, ja i kolorowych we wkładkach wydrukowanych na kredowym papierze.
Mankamenty? Wyłapałem jedną wpadkę powstałą podczas redakcji książki. Na stronie 12 jest: (…) Wytwórnia Noise od początku istnienia, czyli wczesnych lat dziewięćdziesiątych”, a powinno być „(…) od samego początku ich istnienia do wczesnych lat dziewięćdziesiątych”. Kilka pojedynczych potknięć korekcyjnych – „oboje” zamiast „obaj” w kontekście dwóch mężczyzn, gdzieś tam Walterbach na zdjęciu siedzi po prawej, a nie jak podpisano, po lewej – ot, drobiazgi, na szczęście naprawdę pojedyczne, nieuciążliwe i nie psujące przyjemności lektury.
Na poziomie oryginału w paru miejscach wyrzuciłbym bym niepotrzebne opisy bądź wypowiedzi. Kilkakrotnie autor najpierw coś opisuje, a później przytacza wypowiedź kogoś kto ów opis potwierdza. Nie ma sensu tej samej treści podawać dwa razy – zdecydowałbym się albo na opis, albo na wypowiedź. No i kilka wypowiedzi bym w ogóle wyrzucił, bo niewiele do treści wnosiły. Ale to już takie spostrzeżenia wynikające z mojego 25-letniego doświadczenia w „redaktorzeniu”. To w sumie drobnostki i w kontekście całości nieistotne szczegóły.
Z czystym sumieniem „Hałas, który burzy mury” polecam! To ciekawa i ważna książka, zdecydowanie warta lektury. Z atrakcyjnym rabatem można ją kupić bezpośrednio od wydawcy: bit.ly/458mJz9