Jak hulajnogą walczyć z globalnym ociepleniem

0

Wczoraj na Facebooku opublikowałem recenzję płyty DEATHLIKE DAWN. Parę godzin później post został wykasowany z powodu „naruszania standardów społeczności”. „Udostępniłeś post naruszający nasze zasady dotyczące spamu” – przeczytałem powiadomienie. – „Materiał został oflagowany przez naszą technologię. Facebook usunął materiał”. I koniec! Żadnego „ale”, żadnej drogi odwołania. Wyrok wydany prawomocnie, egzekucja wykonana.

Pech chciał, że po opublikowaniu posta miałem do opisania pożar roweru elektrycznego (serio!). Czas mnie naglił więc nie otworzyłem drugiego dokumenty tylko wykasowałem recenzję i zacząłem opisywać heroiczną walkę strażaków z płonącym jednośladem. Gdy Facebook usunął mój post uświadomiłem sobie, że recenzję szlag trafił. Prawdą jednak się okazało, że w internecie nic nie ginie i dzięki Michałowi, Konradowi i Mariuszowi, którzy zrobili printscreany udało się tekścik odzyskać.

Ta sytuacja po raz kolejny przypomniała mi by w przyszłości szukać swojego miejsca poza Facebookiem. Ocalała recenzja poniżej – tytuł tekstu pod przyjazne logarytmy Facebooka. Płytę z całego serca rekomenduję:


Nie nic wspanialszego niż polska scena black metalowa, którą z jednej strony cechuje oryginalność, a z drugiej niezwykłe wręcz bogactwo i różnorodność. Wczoraj obwąchałem na Youtube ostatni album Rivers Like Veins i dopisałem do listy zakupów, a dziś rano wrzuciłem sobie do odtwarzacza nową płytę wrocławskiego DEATHLIKE DAWN i słucham już chyba z piąty raz, bardzo pozytywnie zaskoczony.

Chłopaki grają black metal gwałtowny, surowy i bestialski, ale jednocześnie klimatyczny, na swój sposób wyrafinowany, wymykający się pozornej oczywistości, budujący swą narrację w sposób toporny i zarazem subtelny. Brzmienie ordynarne, jazgotliwe, skomasowane – gitary piwnicznie rzężą, klawisze przywołują ducha lat 90., a wokal cedzi swoje frazy w sposób nieprzyjemny, inwazyjny, odpychający. W tej piwnicznej, szorstkiej powierzchowności jest jednak dużo melodii, a te skandynawskie klasyczne riffy przełamywane są często w sposób nieprzewidywalny, a bywa, że zupełnie zaskakujący.

„Among the Graves of the Archetypes” jest płytą spójną, przytłaczającą i monolityczną, ale jednocześnie jednocześnie niezwykle zniuansowaną, nasączoną mnogością aranżacyjnych smaczków i melodycznych ornamentów.

Jeśli słuchacza nie odrzuci swą brzmieniową estetyką, tą toporną piwniczną jazgotliwością, ma szansę wciągnąć w świat, który tętni bogactwem muzycznych doznań, zabrać w podróż po krainie ciemności, rozpościerającej monumentalne i nieskończone przestrzenie, wiodące ku nicości i całkowitemu zatraceniu.

Odpychająco piękna i brutalnie klimatyczna płyta. Ordynarnie subtelna i bestialsko kojąca.

 

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj