KILL zabija z winyla!

0

„Kill Them…All” autorstwa Australijskich gindowców z THE KILL to jeden z najmocniejszych strzałów ubiegłego roku. Dziewiętnaście utworów w nieco ponad 25 minut zwiastuje, że panowie nie mają progresywnych ciągotek i improwizatorskich zapędów. Jest prosto, konkretnie i cholernie energetycznie

Grind THE KILL nie ma w sobie nic z wesołkowatego radosnego grania, które wtóruje świńskim kwikom. Australijczykom bliżej do wczesnych dokonań Napalm Death, Doom czy Extreme Noise Terror, choć nie do końca – bo w ich muzyce słychać sporo metalowego grania, a na „Kill Them…All” nie brak momentów, które kojarzą mi się ze wściekłym thrash metalem spod znaku SLAYER.
„Insults” zaczyna się jak huragan, wściekły krzyczany wokal i perkusja okładana z taką furią jakby jej oprawca, za punkt honoru przyjął sobie zdemolowanie naciągów już w pierwszych trzech minutach. Obok grindowych erupcji i punkowej gwałtowności przemyka tu slayerowski riff (po 35 sekundzie), a minutę później nawet partia solowa. Pod koniec fajne, apokaliptyczne zwolnienie z mówionym wokalem w tle.
„Instant Fighter” rzuca się jak wściekły doberman do gardła poszczutej ofiary – bezlitosny, zwarty, selektywny – gitary są jak smagnięcia bata, a perkusja jak ostrzał z karabinu maszynowego. „Heavy Metal Professional” też nie bierze jeńców – szybki, zwarty, konkretny. „Lunch in QLD” na początku jest nieco stonowany, ale przepięknie przyśpiesza, a partie wokalne podnoszą adrenalinę swą napastliwą wściekłością. W kolejnym utworze po słowach „Looking like you give a fuck” znów mi przemyka Slayer z intensywnością swojej najlepszej płyty „Undisputed Attitude”. „Into the Drink mam punkowy drive” i świetną solówkę na zakończenie. Kapitalnym riffem poraża „Public Execution” – w takich momentach ciało aż samo zrywa się z krzesła do kompulsywnego tańca pod sceną. Chwila oprzytomnienia podpowiada jednak, że sceny nie ma – bo przecież nie na koncercie, ale w domu siedzę, a muzyka nie jest grana na żywo, lecz płynie wprost w winylowego krążka.
Cóż za rozrywający serce thrash metalowy riff w „Not the Voice”.

Jest też cover, ale spokojnie – mimo że nie podany na koniec, to absolutnie nie burzy spójności płyty. Wybór chłopaków padł na „The Pulsating Feast” z repertuaru Szwedów z Regurgitate. Tak cudownie ten kawałek wkomponował się w album, że przyznam szczerze, iż po pierwszym przesłuchaniu w ogóle nie dostrzegłem, że przemknęła nieautorska kompozycja.
No właśnie – ta płyta nie leci, nie płynie. Ona przemyka! Utwory są krótkie, ale nie za krótkie. The Kill w doskonały sposób udowadnia jak wiele da się powiedzieć w niespełna dwie minuty. Co ważne – mimo ogromnej intensywności tego albumu, ani przez moment nie czuć znużenia i monotonii. Recepta na takie granie jest prosta – szybka perkusja, gwałtowne riffy i wściekły krzyk. Jednak prosta tylko pozornie – bo grać w tej sposób, a jednocześnie cały czas utrzymywać uwagę słuchacza, to ogromna sztuka.
A przy „Kill Them…All” ta emocjonalna erekcja nie tylko jest podtrzymywana – tu praktycznie każdy utwór kończy się ejakulacją! Cenię zespoły, które poszukują i starają się wypłynąć na nowe obszary. Uważam jednak, że jeszcze większą sztukę jest nagranie tak świeżego i ekscytującego albumu w ściśle ograniczonej i wydawałoby się już do bólu wyeksploatowanej stylistyce. Byłem zachwycony tą płytą, gdy w ubiegłym roku kupiłem ją na CD – teraz gdy po kilkumiesięcznym rozbracie ponownie odpaliłem ją z winyla, czuję jakbym temu wspaniałemu albumowi dał nowe życie,  a on odwzajemniał mi się jeszcze większą radością ze słuchania. Jest moc! Potężna rzecz!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj