Jako, że nie siedzę, ani nigdy nie siedziałem zbyt mocno w grindzie, nazwa CAPTAIN CLEANOFF obiła mi się tylko o uszy. Z twórczością Australijczyków jakoś nigdy nie miałem okazji się zaznajomić. Na szczęście naprawiłem ten błąd i wczoraj odpaliłem z winyla ich ubiegłoroczny album „Rising Terror”. Odpaliłem i absolutnie oszalałem na punkcie tej płyty! Cóż za obłędnie powalający album! Rewelacja! Takiego grindu to ja mogę słuchać codziennie!
Furia! Dzika furia! – to pierwsze co mi się nasunęło gdy igła mojego adaptera wyssała pierwsze kilkanaście sekund z „Rising Terror”. Te krótkie gwałtowne utwory mają siłę wulkanicznych erupcji, a przy tym są tak zwarte, motoryczne i błyskotliwie zagrane, że momentami aż dech w piesiach zapiera. Efektowne perkusyjne przejścia, masa porywających motorycznych crustowych zagrywek, które sprawiają, że krew gotuje się w żyłach, a z nosa leci para. W tych szybkich, bezwzględnych ciosach wyróżnia się ostatni na płycie – instrumentalny „Threads”, który trwa prawie pięć minut i kroczy w wolnym, monumentalnym tempie, powoli budując mroczny, niepokojący klimat i przygotowując słuchacza do wciśnięcia przycisku „play” i ponownego odsłuchu całości.
Piękne na tej płycie są motywy gitarowe – selektywne, porywające, napędzane perkusyjną kanonadą i dzikimi wokalizami, które raz wchodzą na trochę wyższe – histeryczne rejestry, a innym razem są niższe, cięższe i pełne niemal death metalowej mocy. Przepiękne są perkusyjne przejścia, potężne zwolnienia i te absolutnie szalone przyśpieszenia przywodzące na myśl wyczyny klasyków z Napalm Death, Doom czy Extreme Noise Terror.
Kolejnym atutem „Rising Terror” jest brzmienie – selektywne, potężne i żywe. Nieraz opisując płyty narzekam na to, że nie są oryginalne i niewiele do muzyki wnoszą. Ten sam zarzut teoretycznie można by sformułować pod adresem „Rising Terror”. CAPTAIN CLEANOFF prochu nie wymyślili – grają według klasycznych wzorców oraz sprawdzonej i wypróbowanej receptury. Cóż jednak z tego, skoro ich muzyka brzmi tak świeżo, energetycznie, porywająco i czuć w niej taką radość grania, jakby to oni wyznaczali nowe trendy i tworzyli nowy gatunek.
Na najszlachetniejszym nośniku – „Rising Terror” został wydany przez Fat Ass Records. Przyznam jednak, że po kilkunastu odsłuchach tego krążka szybko zanurkowałem w czeluściach internetu i zamówiłem sobie również na CD – zarówno ten album, jak i poprzedni, oraz wydawnictwo kompilacyjne CAPTAIN CLEANOFF. Sluchanie tej muzyki w samochodzie może być nie lada przygodą. Najlepiej oczywiście nocą – wciskając gaz do dechy i gasząc światła reflektorów.