Witchmaster i pętla czasu [HISTORIA Z ŻYCIA WZIĘTA]

0

Środek nocy, jest grudzień 2004 roku, a ja jadę swoim daewoo tico przez warszawską Pragę. Kilka dni wcześniej zmieniłem drukarnię dla wydawanej przez siebie gazety. Teraz mam bliżej, a na dodatek za każdym razem gdy się do niej wybieram mijam Dziuplę przy Ząbkowskiej, przy której zawsze się zatrzymuję i wynoszę z niej kolejne kartony wypełnione płytami CD.

Właśnie koło niej przejeżdżam i patrzę tęsknym wzrokiem. Niestety w nocy mają zamknięte. Głośniki mojego auta rozsadza muzyka – trzecia płyta Witchmaster zatytułowana po prostu „Witchmaster”. Na forach internetowych marudzą, że słabsza od poprzednich, że kiedyś to były czasy, a teraz to już nie ma. W 2004 metal już umarł, co za parę lat w sposób mniej lub bardziej dosłowny publicznie ogłoszą metalowi dziennikarze. Wszyscy dwaj.

Ja jednak tych bzdur nie przyjmuję do wiadomości „Witchmaster” mnie po prostu powala, gdybym nie trzymał się mocno kierownicy to zsunąłbym się z siedzenia i wypadł z rozpędzonego auta na jezdnię. Płyta się kończy, ale ja nie waham się nawet sekundy i odpalam ją ponownie. Chciałbym wziąć głośniej, ale już nie mogę. Pokrętło w prawą stronę już się nie kręci. „Never stop the madness!” Jaka to jest dzicz, chamstwo i dosadność! Coś przewspaniałego! Pokonuję kolejny zakręt i widzę jakiegoś gościa, który macha bym się zatrzymał. Nigdy nie biorę autostopowiczów, ale w jego twarzy widzę coś znajomego i poczciwego. Zatrzymuję się.

– Cześć! – rzuca na przywitanie, ścisza muzykę jakby był u siebie i bezceremonialnie ładuje się na fotel pasażera. – Właściwie to chyba nie powinienem z tobą gadać, bo może dojść do paradoksów, albo różnych nieprzewidzianych zdarzeń.
– No nie, wariat jakiś – myślę patrząc zaniepokojony na autostopowicza, ale facet nie wygląda groźnie. Prawdę mówiąc to w ogóle nie wygląda. Ani wysoki, ani niski, ani gruby ani chudy, ani brzydki ani ładny. Na oko po czterdziestce.

– Przyciszył mi pan muzykę – odpowiadam z wyrzutem.
– W przeciwnym razie nie słyszałbyś co mówię – spojrzał na mnie lekko zdegustowany. – Swoją drogą „Witchmaster” to zajebista płyta, a ja właśnie w ich sprawie. I daj spokój z tym „panem”!
– Znasz „Witchmaster” ? – zapytałem z uznaniem.
– Niemal tak długo ja ty żyjesz – gość uśmiechnął się do mnie wyraźnie rozbawiony.
– No nie gadaj, to przecież młoda kapela.
– Zależy od punktu widzenia – odrzekł nieznajomy. – No ruszaj! – rzucił zniecierpliwiony.
– Mam cię gdzieś podwieźć?
– Nie, będziemy uprawiać seks na parkingu – nieznajomy się się roześmiał. Miał głupi śmiech, a na dodatek wyglądało na to, że bawiły go jego własne dowcipy. Nie lubię takich gości. Wrzuciłem jedynkę i i wyjechałem na jezdnię.

– Jestem tobą z przyszłości – wypalił niepodziewanie facet siedzący obok. Pokiwałem głową czekając na puentę dowcipu. Ta jednak nie nastąpiła. Zerknąłem na gościa zaniepokojony, a następnie spojrzałem na swoją twarz odbijającą się we wstecznym lusterku. Facet serio był do mnie podobny.
– Pierdolisz…. – spojrzałem na niego, czując że włosy jeżą mi się na głowie. – Wynajdą podróże w czasie?
– Niczego nie wynajdą, jestem tu żeby przekazać ci ważną informację – „stary ja”, położył dłoń na moim ramieniu, a ja poruszyłem się niespokojnie bojąc się, że materia z przyszłości po zetknięciu się materią teraźniejszości może doprowadzić do niestabilności cząsteczkowej zakończonej eksplozją. Widziałem to w kilku filmach.

– Mam się żenić? Zamknąć firmę? Skończyć studia? Jakie numery padną w Lotto? – zacząłem mnożyć pytania czując, że właśnie stanąłem przed szansą skierowania swojego życia na właściwe tory.
– Daj spokój – „ja stary” prychnął lekceważąco. – To wszystko bzdury, nie mające większego znaczenia. Jestem tu z dużo ważniejszego powodu. Chodzi o Witchmaster – wskazał palcem na magnetofon Pioneer z kolorowym wyświetlaczem, który się zdejmowało by zniechęcić potencjalnych złodziei. Nie zadziałało. Kilka lat później mi go ukradli na parkingu pod Multikinem. Ale „ja stary” mnie przed tym nie ostrzegł. Powiedział tylko:

– W 2022 roku ukaże się płyta „Kaźń” Witchmaster.
– Super, że za 18 lat wciąż jeszcze będą grali – ucieszyłem się szczerze.
– Ale ty ją kupisz ponad rok po premierze – „ja stary” uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
– To znaczy, że premier będzie miał wcześniej dostęp do ich płyty – zmarszczyłem czoło zupełnie tego nie rozumiejąc.
– Nie idioto! Chodzi mi o premierę płyty. Dzień, w którym ukazuje się ona na rynku – „ja stary” się roześmiał.
– To niemożliwe! – zaoponowałem. – Na zakup płyty Witchmaster nikt o zdrowych zmysłach nie czekałby tak długo – dodałem hardo, ale zaraz zrobiło mi się nieswojo. – Zbankrutuję? Będę bezdomny? Wpadnę w alkoholizm?
– Na alkohol to trzeba mieć kasę, a ty wszystko będziesz wydawał na płyty – „ja stary” znów się roześmiał.
– Uff! – odrzekłem z ulgą. – Czyli wszystko zostanie po staremu.

– Wysadź mnie na tym przystanku – „ja stary” wskazał palcem przez szybę. – Nie, nie chce mi się sikać, chcę wysiąść – ubiegł żart, którym zawsze rzucam w takich sytuacjach, ale mi wcale nie było w głowie dowcipkowanie.
– Serio? To wszystko? – zajechałem na przystanek nie kryjąc rozczarowania. – Cofnąłeś się w czasie o 18 lat, żeby mi powiedzieć, że kupię nową płytę Witchmaster z rocznym opóźnieniem?
– No! Ponabijać się z ciebie chciałem – „stary ja” popatrzył na mnie wciąż najwyraźniej rozbawiony. – Trzeba być idiotą żeby tak długo czekać z zakupem nowego Witchmaster!
– Żadnego ostrzeżenia, wskazówek, numerów z Lotto? – byłem bliski płaczu. – Warto brać kredyt we frankach? – zapytałem, ale gość już wysiadł z auta, zatrzasnął drzwi i odszedł bez pożegnania.

– Wariat jakiś – pomyślałem wrzucając jedynkę. – Przecież podróże w czasie są niemożliwe. I dlaczego nabijać się chciał ze mnie? Przecież to on w przyszłości zaniedba zakup tej płyty, a nie młody ja w 2004 roku. „Młody ja” jest na bieżąco! Nie ma rodziny na utrzymaniu, ani kosztów życia. Wszytko wydaje na płyty! I już chciałem odjechać, gdy usłyszałem pukanie w szybę. Uchyliłem i zobaczyłem twarz „starego siebie”.
– W 2023 roku zobaczysz na żywo Dark Angel i Razor – powiedział, a ja tak jak siedziałem za kierownicą, tak natychmiast się zesrałem. Umazałem spodnie, ubrudziłem nowe pokrowce i całe szczęście, że była noc i mogłem wrócić do domu bez kompromitacji. Co by było gdyby ktoś mnie zobaczył w tych zafajdanych spodniach? Być może straciłbym prestiż i dziś nikt nie traktowałby mnie poważnie?

I pewnie bym o tej przygodzie sprzed lat zapomniał gdyby nie to, że włączając dziś świeżo zakupioną płytę WITCHMASTER „Kaźń” uświadomiłem sobie, że od jej premiery minęło już kilkanaście miesięcy. „Trzeba być idiotą żeby tak długo czekać z zakupem nowego Witchmaster!” – przypomniał mi się głos szaleńca, który 18 lat temu podawał się za mnie z przyszłości.

Rok 2060

– Nie żyje – lekarz nie miał wątpliwości. – Skręcił sobie kark – zdiagnozował.
– Ale w jaki sposób? – zapytał ktoś z zebranych w pokoju, w którym walały się połamane meble, a na ścianach i suficie były odciśnięte ślady filcowych kapci. Na środku podłogi leżały zwłoki starca.
– Wygląda na to, że przez tę płytę – lekarz wskazał na album „Kaźń” WITCHMASTER.
– Dziadek tak się cieszył, że wreszcie ją kupił po latach… zaniedbał w chwili premiery, później zapomniał i dopiero na starość dostał CD w sklepie z antykami i przyszło mu jej posłuchać.
– To był błąd. Gdyby ją usłyszał wcześniej to po latach słuchałby z nostalgią i wzruszeniem, a tak to zachował się impulsywnie, zaczął szaleć, machać głową… i cóż… skręcił sobie kark. Jego głowa prawie oderwała się od szyi… Wygląda też na to, że biegał po ścianach i rzucał meblami – ocenił lekarz rozglądając się po pokoju.
– Czy można jakoś uratować dziadka?
– Już za późno – odrzekł lekarz i wstał z dywanu. – Trzeba by przenieść się w czasie i powiedzieć mu, by zakupił ten album wcześniej. A jak wiemy podróże w czasie są niemożliwe – dodał lekarz smutnym głosem i opuścił pokój.

 

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj