Za wszelką cenę: jak to drzewiej się płyty zdobywało ;)

    3

    Pamiętam jakby to było wczoraj. Początek kwietnia 1979 roku, słoneczny, wiosenny dzień, mama zapakowała mnie w wózek i pojechaliśmy na zakupy do Warszawy dowiedziawszy się, że przywieźli do Domów Towarowych Centrum tetrowe pieluchy. Długa kolejka, zaczyna się już przy Palcu Konstytucji. 

    – To kolejka po pieluchy? – pyta mama stojących przed nami ludzi. Właściwie to mężczyzn, bo sami faceci stoją w tej kolejce. Ja siedzę w wózku, ssę smoka i wybijam grzechotką blasty.
    – Nie ma sensu czekać – rzuca mały facecik w skórzanej kurce z brodawką na nosie.
    – Jak stanęłam w tej kolejce dwa tygodnie temu przy Placu Zbawiciela to jeszcze były meble na wysoki połysk – odpowiada drugi facet z dwutygodniowym zarostem i również w skórzanej kurtce.
    – Mamo, daj spokój, zanim ta kolejka się skończy to ja już przestanę srać w pieluchy – wtrącam się do rozmowy uprzednio wyjmując sobie z ust smoczek.
    – Dzieciak dobrze mówi – dodaje trzeci facet. Ma siwą brodę, długie włosy i opiera się o motocykl Jawa.
    Mama kładzie dłonie na wózku jakby już chciała odjechać, ale nagle mruży oczy i cedzi przez zaciśnięte zęby.
    – A wy gałgany! Chcieliście mnie oszukać! – wykrzykuje do mężczyzn, którzy czerwienieją na twarzach i wzrok wbijają w ziemię. – Wy nie po pieluchy czekacie, tylko nową płytę MOTORHEAD przywieźli!
    – Nie, co pani… MOTORHEAD wyda w tym roku dwie płyty ale dopiero jesienią – próbuje ratować sytuacje facet z Jawą, ale moja matka jest bezlitosna. Łapie go za brodę i dwa razy wali jego głową o bak motocykla. Rozlega się głuche echo. Facet pada na chodnik a motocykl przewraca się na jego kolegą z brodawką.
    Na moment zapada cisza. Cała kolejka odwraca się do nas. Jedni patrzą ze zdziwieniem a inni z przerażeniem, później rozlegają się szepty, szybko przechodzące w złowrogi pomruk.
    – Na drzwiach sklepu jest napisane, że kobiety z dziećmi poniżej lat dwóch są obsługiwane bez kolejki – krzyczy ktoś głośno łkając.
    – Ona nie może wejść do sklepu, bo przywieźli tylko jedną sztukę – dodaje ktoś inny stanowczym głosem. Rozlega się głośny krzyk. Kilku fanów Motorhead wyjmuje noże sprężynowe i łańcuchy. Na Plac Zbawiciela podjeżdżają trzy milicyjne nyski, ale milicjanci nie są zbyt liczni i wstrzymują interwencję do czasu gdy spod kina Moskwa przyjedzie czołg. Matka decyduje się na krok ostateczny, odpina klamerkę w moim wózku, luzuje mi czapeczkę i głośno krzyczy: – Overkill, Overkill!
    Wyskakuję z wózka jak z katapulty, robię trzy salta w powietrzu. Wyrywam smoczek z ust, wbijam pierwszemu z napastników w oczodół, a drugiemu grzechotką miażdżę krtań. Słysząc nad głową świst łańcuchów przecinających powietrze i uchylając się przed latającymi nożami nacieram prosto na tłum, kierując się w stronę widocznych w oddali drzwi sklepu z płytą winylową. Wyrywam płytki chodnikowe i rzucam nimi w nacierający tłum. Kopię, drapię i gryzę formując sobie tunel w zwartej ciżbie ludzi. Słychać trzask kości, chrzęst otwartych złamań i odgłos wybijanych zębów. Gdy już docieram do drzwi sklepu, te się otwierają i wynurza się z nich ręka z kartką „Do godziny 16 przerwa śniadaniowa”. 
    – Proszę zachować spokój – słyszą głos z milicyjnego megafonu. Nie ma chwili do stracenia, zdejmuję pieluchę, owijam sobie nią przedramię, wyskakuję w powietrze i biegnąc po ramionach i głowach stojących najbliżej sklepu nacieram na okno wystawowe i wpadam z szybą do środka. Odłamki szkła rozsypują się po podłodze, a ja widzę, że baba za ladą w prawej ręce trzyma kanapkę z mortadelę a lewą, ubrudzoną w maśle chce dotknąć winyla Motorhead. Jest już blisko, dosłownie kilka centymetrów, masło ścieka i już prawie kapie na lewe oko czaszki widniejącej na okładce.
    – Nieeeee! – krzyczę z całych sił i ciskam kawałkiem szyby odcinając kobiecie rękę na wysokości nadgarstka. Krew sika jak w horrorze, sprzedawczyni pada zemdlona, jednym susem przeskakuję ladę i pieluchą obwiązuję kobiecie kikut. Winyla chowam w beciki, ogłuszam pierwszego z milicjantów, który wchodzi do sklepu i przebrany w jego mundur opuszczam sklep tylnym wyjściem. Tam matka czeka na mnie z wózkiem. Otwieramy studzienkę kanalizacyjną i kanałami uciekamy ze śródmieścia. Płaczę w wózku bo chcę przytulić płytę Motorhead, ale matka mnie uspakaja i mówi, że w domu wszyscy posłuchamy. Usiądziemy całą rodziną po Dzienniku Telewizyjnym i jak tylko nam nie wyłączą światła to odpalimy winylową płytę.
    Dziś gdy muzyka dostępna jest na jedno kliknięcie młode pokolenie nie zrozumie czym było dla nas zdobywanie płyt – ile trudu i wyrzeczeń, ale i radości niósł za sobą każdy zdobyty album. Doskonała płyta!

    3 KOMENTARZE

    1. Siemka.
      O ile bardzo lubię Twój profil na fb., Twoje recenzje i Twoje historie na temat pierwszych zetknięć z konkretnymi krążkami i zespołami, to ten tekst jest tak abstrakcyjny i tak ciężko napisany, że osobiście go nie strawiłem i nie dotarłem do końca. Jednakże, dajmy na to, artykuły o Mayhem, Cannibal Corpse, a przede wszystkim o Burzum są świetne, więc trzymaj się stylu którego w nich prezentujesz. Pozdro!

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj