Wakacje 2003 roku. Siedzimy z kumplem i popijamy wodę z cytrynem.
– Żona była w zeszłym tygodniu z synem u psychologa – zwierzył mi się znajomy. – Bardzo przeżył nasze rozstanie.
– Ma jakieś problemy w szkole? – zapytałem.
– Pani od plastyki zaniepokoiła się jego rysunkiem – wyjaśnił kolega. – Narysował czerwoną rękę zaciśniętą w pięść związaną w nadgarstku sznurem. Ta pięść wygląda, jakby zaraz miała eks- plodować. Psycholog mówi, że syn nosi w sobie dużo ukrytego gniewu, nad którym z trudem panuje.
– Poczekaj – przerwałem wywód i zanurkowałem wśród stoja- ków z płytami na literkę „M”. Po chwili wygrzebałem płytę Meta- liki „St. Anger”.
– Taki był ten rysunek?
Kumpel poderwał się z krzesła i poczerwieniał na twarzy.
– Tak! Identyczny! Skąd wiedziałeś?
– Wygląda na to, że twój syn sprzedał rysunek z plastyki Metallice, a ta zamieściła go na okładce swojej płyty – wyjaśniłem.
Kolega zmarszczył czoło i podrapał się po głowie zupełnie zbity z tropu.
– Jest jeszcze drugie rozwiązanie – uzupełniłem. – Zobaczył tę okładkę i ją przerysował.
– Kurwa! – kolega klepnął się w czoło. – A my do psychologa poszliśmy…
– Dobrze zrobiliście – przerwałem mu stanowczo. – Skoro twój syn narysował tę okładkę, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że słyszał płytę.
– No i….
– Po tym jak ja ją usłyszałem, też potrzebowałem psychologa – przyznałem ze łzami w oczach. Kolega wziął moją rękę w swoje dłonie i mocno ścisnął. Odwzajemniłem uścisk i chwilę siedzieli- śmy w milczeniu miarowo się kiwając.