Potopu szwedzkiego ciąg dalszy! Rok 1993 i debiutancka płyta WOMBBATH – Internal Caustic Torments.
Płyta porażająca niezwykle selektywnym i wyrazistym brzmieniem – nie była nagrywana w Sunlight Studios i to słychać. Mniej piwnicznego mroku, więcej cudownie chropowatych riffów, które sprawiają, że głowa sama się macha. Świetne są też wokalizy – z gardła toczonego przez nowotwór, wskrzeszone przez płuca znajdujące się ostatnim stadium gruźlicy. Aż odkaszlnąć by się chciało i splunąć czarną krwią.
Materiał niezwykle chwytliwy i dość prosty, ale jednocześnie tak przebojowy i porywający, że trudno się od niego oderwać. Przy okazji przypomniało mi się, że w tym roku nagrali drugą płytę. Muszę czym prędzej ją zakupić i mimo, że od wydania ich poprzedniej płyty minęły 22 lat to wciąż mają u mnie taki kredyt zaufania, że zrobię to bez sprawdzania w internecie nawet jednej nuty.