Francuski ZOLDIER NOIZ jest jednym z moich ulubionych zespołów thrash metalowych młodego pokolenia. Poznałem ich mniej więcej z tym czasie co kanadyjski VEKTOR i choć oba zespoły łączyły nawiązania do VOIVOD to Francuzi tej konfrontacji wychodzili zwycięsko. VEKTOR miał większe odjazdy progresywne, ZOLDIER NOIZ był bardziej dziki, wulgarny i obskurny – nawiązując wprost do surowego i jednocześnie na swój sposób wyrafinowanego „War and pain”, czy chamstwa i nieokrzesania nieodżałowanego CARNIVORE. Do tego szczypta rock and rollowego fellingu Motorhead i ekspresji GG Alina
Debiutancką płytę „Schizoid Reject” Francuzi nagrali w 2009 roku, a więc w tym samym czasie co VEKTOR debiutancką „Black Future”. Obie płyty mi się spodobały, ale o ile w debiucie VEKTOR czegoś mi brakowało, bo wydawała mi się zbyt wykalkulowana, tak „Schizoid Reject” pokochałem całym sercem i zacząłem poszukiwać tego materiału na fizycznym nośniku. Nie było łatwo, bo u nas w dystrybucji nikt nie miał. Ostatecznie nawiązałem kontakt z samym zespołem – wysłałem kasę za pięć egzemplarzy albumu, ale niestety nigdy nie zobaczyłem już ani płyt ani pieniędzy. Po jakimś czasie udało mi się ten krążek zakupić na winylu – i wracając dziś do niego, utwierdzam się w przekonaniu, że „Schizoid Reject” jak mało który thrash metalowy album, wydany w ciągu ostatnich dwudziestu lat, na ten szlachetny nośnik zasługuje.
Udało mi się zdobyć też drugi album ZOLDIER NOIZ z roku 2014. Płyta chyba jeszcze lepsza niż debiut, choć stylistycznie chyba mocniej osadzona w klasycznej thrash metalowej chłoście. Nie ma jednak wtórności i uczucia deja-vu – Francuzi zachowali świeżość i witalność, radość grania i absolutnie powalające brzmienie.
Słuchając i ciesząc się tegoroczną płytą VEKTOR, która jest lepsza od ich poprzedniej płyty, a ta z kolei przewyższa debiut – z zaciśniętymi pośladami czekam na odpowiedź ZOLDIER NOIZ. Te zespoły w tej chwili poruszają się w zgoła odmiennej stylistyce, ale voivodowskie korzenie i okoliczności ich poznania powodują, że podświadomie je ze sobą zestawiam. ZOLDIER NOIZ nagrał debiut lepszy niż VEKTOR – jego następca bardziej przypadł mi do gustu niż dwójka Amerykanów. Wierzę, że trzeci album Francuzów będzie trzęsieniem ziemi – choć bez dystrybucji i wsparcia dużej wytwórni pewnie nigdy nie będzie o nim głośno i nie stanie się albumem miesiąca w Metal Hammerze. Choć, cholera wie – Rafał Monastyrski potrafi dokonać rzeczy zadziwiających, więc ręki uciąć bym sobie nie dał.
Zwróćcie uwagę na ZOLDIER NOIZ – niekoniecznie przez pryzmat wspomnianego VEKTOR. To jest thrash metal najwyższych lotów – wspaniałe, surowe, porywające granie, bez odgrzewania kotletów i odwoływania się do sentymentów za minionymi czasami.
ZOLDIER NOIZ jest oldskullowy w wymowie, ale w duchu młody, świeży i wręcz obezwładniająco porywający. Obie ich płyty zdecydowanie warte uwagi – a gdybym był szefem jakiegoś Nuclear Blast czy Earache Records, to pośpiesznie podpisałbym z nimi kontrakt i zrobił z nich thrash metalową gwiazdę największego formatu.
Niestety patrząc na marketingowe poczynania tej kapeli mam wrażenie, że wkrótce się rozpadną, świat o nich zapomni i dołączą do sporego grona utalentowanych i zapomnianych zespołów, które potencjałem zdecydowanie przewyższały tych, którym się udało. Dla leniwych wrzucam link to zupełnie przypadkowo znalezionego utworu – polecam jednak przesłuchanie całych płyt, które zabiorą Was w thrash metalową jazdę przez trzymanki, o której większości współczesnych zespołów się nawet nie śniło.
NOIZ cztane od tyłu to ZION. Ostrzegam przed tym zespołem.