Gdy przez moment zawahałem się piszcząc, że DISSECTION to mój ulubiony zespół parający się melodyjnym death/black metalem to tylko dlatego, że pomyślałem o NECROPHOBIC.
Oni również grali melodyjnie, u nich również death metal przenikał się z black metalem – ale za nic nie można by powiedzieć, że te zespoły grały podobnie. Absolutnie nie. I to jest właśnie piękne w szwedzkim death metalu.
NECROPHOBIC nagrał aż siedem płyt – oczywiście całą ich dyskografię mam na półce mimo, że z upływem czasu energia z nich uchodziła jak powietrze z piłki pozostawionej zbyt długo na słońcu.
Najlepszym albumem tej ekipy na zawsze pozostanie dla mnie debiut – „The Nocturnal Silence” z 1993 roku. To jest właśnie melodyjna Szwecja jaką lubię – bez heavy metalowych patatajów, jadowita, mroczna, szalona, intensywna, ale jednocześnie piękna i wyrafinowana w swojej melodyce. No i te warczące, intensywne obłędne riffy zagrane w taki sposób – w jaki chyba nikt przed nimi nie grał (posłuchajcie chociażby Unholy Prophecies). Mocne, selektywne brzmienie zapewniło Studio Sunlight, ale nijak się ono ma do tego rzężącego i piwnicznego, które stało się archetypiczne dla albumów powstałych w tym miejscu.
Gitary są mocne, ale jakby na thrash metalową modłę, riffy ciężkie, ale jednocześnie pełne gracji i wdzięku, agresywne, lecz zarazem melodyjne i niesamowicie chwytliwe. „The Nocturnal Silence” to płyta kontrastów – płyta, która niczym krosno nici, łączy te kontrasty w misternie utkaną całość – spójną, doskonale zbilansowaną, złożoną z idealnych proporcji surowości, agresji, melodyjności, chwytliwości, brzydoty i piękna.
„The Nocturnal Silence” to taki człowiek witruwiański szwedzkiego melodyjnego death metalu.
Mimo, że NECROPHOBIC na kolejnych albumach pozostał w ramach tej samej stylistyki – poziomu debiutu nigdy nie udało się osiągnąć. Po nagraniu „„The Nocturnal Silence” odszedł ze składu Anders Strokirk (zdaje się, że teraz wrócił) oraz gitarzysta – David Parland, któremu to właśnie w największym stopniu przypisywałbym doskonałość debiutu NECROPHOBIC. Parland znany bardziej jako Blackmoon nagrał również powalający MCD i pełen album z DARK FUNERAL. Gdy od nich odszedł zespół, podobnie jak Necrophobic również pozostał w tej samej stylistyce, ale nigdy nie wspiął się na wyżyny jakości swojego pierwszego krążka. Blackmoon już nie powróci do składu – dwa lata temu postanowił sprawdzić co tak naprawdę kryje się pod nazwą jego ostatniego zespołu – INFERNAL.
Żeby jednak nie popaść w skrajną ignorancję należy przyznać, że późniejsze materiały NECROPHOBIC również trzymają poziom. Na „Darkside” siła ciężkości została przesunięta na stronę black metalu zarówno brzmieniowo jak i wokalnie. Muzyka straciła nieco na swoim ciężarze, gitary stały się bzyczące i drapieżne bardziej na sposób black metalowy niż death metalowy. Riffy, chodź intensywne, ani przez moment nie tracą charakterystycznej szwedzkiej melodyki. Trzecia płyta „The Third Antichrist” również wstydu im nie przyniosła, ale ja już wtedy jako słuchacz zacząłem odczuwać powolne znużenie taką stylistyką i miałem wrażenie, że ta melodyjność NECROPHOBIC staje się nazbyt oczywista i przewidywalna.
O dziwo, nagranej już w nowym tysiącleciu „Bloodhymns” słuchało mi się nad wyraz przyjemnie – wokalizy okrzepły, brzmienie stało się trochę bardziej przestrzenne, a szybkie melodyjne granie urozmaicone diabolicznymi zwolnieniami i poparte nieco wyraźniejszą dykcją wokalną. Jako, że NECROPHOBIC nie nagrywali nowych płyt co rok, każdą z nich przyjmowałem z radością – aż do, jak do tej pory ostatniej i najsłabszej w ich dyskografii – Womb of Lilithu z roku 2013.
Płyta, która dla młodszych słuchaczy być może okazać się najlepsza i najbardziej aktualna, ale dla mnie za bardzo dopieszczona i przeprodukowana, co zaowocowała utratą tożsamości i stylu charakterystycznego dla tej grupy. Nie podobają mi się te partie chóralne, patetyczne zwolnienia i wokalizy miejscami przypominające manierę z jaką Hedlund pokrzykuje w UNLEASHED. Nie podoba mi się quasi symfoniczny sznyt tego krążka, ani melodyka a la WATAIN z okresu gdy zaczynali odkrywać DISSECTION. To nie jest NECROPHOBIC jaki lubię.
Ale zawsze można sięgnąć po „The Nocturnal Silence”, do czego dziś wszystkich zachęcam:)