IRON MAIDEN: Nieudany eksperyment muzycznej edukacji

1

Gdy ćwierć wieku temu zacząłem słuchać muzyki metalowej, to od tamtego czasu wciąż nią kogoś zarażam. Chodzę po tym świecie jak tirówka z nieleczonym tryprem i od czasu do czasu ktoś pada ofiarą mojej fascynacji gitarowym łomotem. Tyle, że ta fascynacja jest gorsza niż wszelkie choroby weneryczne – bo zwykle nieuleczalna, droga w hospitalizacji i trwająca przez całe życie.

Dzięki mnie kilka osób na poważnie zaczęło słuchać metalu, a kilku innym pokazałem, że świat tej muzyki śmiało wykracza poza trzy zespoły, które znali.
Kilkanaście lat temu wciągnąłem w tę muzykę kumpla (słucha do dziś), który wcześniej w ogóle niczego nie słuchał. Zaczął od grunge, później pokochał Kinga Diamonda, a z czasem wkręciłem go w thrash i rozkochałem w black metalu. Dziś ma już kilka tysięcy płyt i wyrósł na całkiem ogarniętego słuchacza. Ten kumpel miał brata. Właściwie ma nadal, ale tak jakby nie miał. O tym za chwilę. Młodszy od nas chyba z 7 lat. Straszny z niego był dzieciuch gdy akurat wciągałem kolegę w Iron Maiden. Nieoczekiwanie Ironi spodobali się także małemu. Zaczął nietypowo, bo od Virtual XI . Jak już kumpel tych Ironów przerobił i poszedł w cięższe dźwięki, mały brat pozostał przy Ironach.

– Spokojnie, przejdzie mu… – mówiliśmy. A później zacząłem małemu podrzucać inne płyty zespołów heavy metalowych, thrashowych… Ale nie, mały tylko Iron Maiden i Iron Maiden. Napierdalał ich dyskografię z pianą na ustach i niczego innego nie chciał słuchać.
Minął miesiąc, drugi, trzeci.
– Spokojnie, przejdzie mu…
Mały siedział w pokoju całymi dniami i śpiewał piosenki Ironów. Ściągnął sobie z netu jakieś wersje bez wokali i robił karaoke przez całe wakacje, aż nas szlag trafiał i uciekaliśmy na podwórko. Podejmowałem kolejne heroiczne próby wciągnięcia małego w metal.
– Posłuchaj! To ARIA! Brzmią jak Iron Maiden – zachęcałem. Ale nie. Mały miał w dupie wszystkie podsuwane mu płyty. Wkrótce kupił sobie gitarę i zaczął uczyć się solówek i ironowych riffów.

Minął rok, drugi i trzeci. Kumpel w domu nie mógł usiedzieć, bo braciak wycinał na gitarze kawałki Ironów z takim zapamiętaniem, że aż tynk leciał ze ścian, a śpiewał przy tym na całe gardło płosząc okoliczne ptactwo. Minęło lat 5-8-10. Mały urósł i zaczął jeździć na koncerty. Po kilkanaście koncertów w roku. Oczywiście tylko na Iron Maiden. Mały w Londynie, mały w Paryżu, mały w Pradze, mały w Budapeszcie, mały w Wiedniu, mały w….Nowym Jorku.
Ostatnio gdy byłem u kumpla usłyszałem na dole jakieś walenie.
– Co jest do cholery? – krzyknąłem przerażony.
– Mały kupił perkusję. Uczy się kawałków Iron Maiden – usłyszałem i dopiero po kilku minutach zrozumiałem, że to nie żart.

Teraz jestem pewien, że jak Ironi umrą ze starości to mały brat (który jest już dziś po trzydziestce) mojego kumpla, samodzielnie ruszy w trasę koncertową i podobnie jak Massimo Furlan jednoosobowo odtwarzający mecz Polska-Belgia z Mistrzostw Świata w Hiszpanii w 1982 roku – będzie odtwarzał koncerty Iron Maiden pamiętając, w którym momencie Harris otarł pot z czoła niebieską frotką w 1982 roku w Londynie i kiedy Dickinson puścił bąka 12 listopada 1987 roku i co jadł poprzedniego dnia na kolację.

Dodam jeszcze, że kilka lat temu mały zaczął latać. Nie steruje jeszcze samolotami pasażerskimi, ale lata jakimiś mniejszymi samolocikami i słucha Iron Maiden. Oczywiście żadnych płyt już mu nie podrzucamy i nie zachęcamy by poszerzał swoje horyzonty muzyczne. W ogóle już z małym bratem nie gadamy.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj